Na celowniku Breivika
"Nigdy wcześniej we mnie nie celowano. Ogarnęło mnie uczucie całkowitego podporządkowania. [...] Od niego zależało, czy zginę, czy będę żył. Szukałem odpowiedzi w człowieku zasłoniętym bronią, lecz widziałem jedynie czarną przepaść celownika. Ciało przygotowywało się na przyjęcie kuli. Swędziała mnie skóra przy sercu, na czole" - opisuje chwile grozy 23-letni Norweg polskiego pochodzenia.
Breivik zamknął oko i Adrian wiedział, że oznacza to jego koniec. Stało się jednak inaczej. Morderca opuścił karabin, odwrócił się na pięcie i zniknął.
"Niepewnym krokiem ledwie zdołałem wejść na wysepkę, po czym opadłem na kamień. Z jakiegoś powodu wciąż żyłem" - pisze Pracoń.
Na zdj. Adrian Pracoń dzisiaj.