Przez trzy lata jeździł po świecie z Rubinsteinem. "To tak wygląda luksusowe życie"
Haruki Murakami to jeden z najsłynniejszych powieściopisarzy, od lat typowany do literackiej Nagrody Nobla. Seiji Ozawa jest dyrygentem i żywą legendą świata muzyki poważnej. Z inicjatywy Murakamiego spotykali się, by rozmawiać o muzyce, kompozytorach, orkiestrach, dyrygentach. Ozawa podzielił się wtedy ogromną wiedzą i wspomnieniami m.in. o pochodzącym z Łodzi Arturze Rubinsteinie, z którym przez trzy lata jeździł po świecie.
Dzięki uprzejmości wyd. Muza publikujemy fragment książki "Rozmowy o muzyce" Haruki Murakami i Seiji Ozawa, która ukazała się właśnie na polskim rynku w przekładzie Anny Zielińskiej-Elliott.
Rudolf Serkin i Seiji Ozawa. III koncert fortepianowy Beethovena
(…)
MURAKAMI: Kiedy pierwszy raz słuchałem tej płyty, miałem wrażenie, że jego gra stała się wolniejsza niż dawniej, i to mi nie dawało spokoju, ale po kilkakrotnym słuchaniu o dziwo przestało mi to przeszkadzać.
OZAWA: Bo człowiek dostrzega ten smak. To jest może ciekawsze niż granie tylko z wielką energią.
MURAKAMI: Tak samo był z koncertami Beethovena, które Rubinstein nagrał po osiemdziesiątce pod dyrekcją [Daniela] Barenboima z Londyńską Orkiestrą Filharmoniczną. W porównaniu z jego wcześniejszymi występami jego gra była znaczniej wolniejsza, ale muzyka tak bogata, że to stopniowo przestawało przeszkadzać.
OZAWA: A skoro mowa o Rubinsteinie – on mnie bardzo lubił.
MURAKAMI: Tego nie wiedziałem.
OZAWA: Przez jakieś trzy lata jeździłem z nim po świecie, towarzysząc mu z orkiestrą. Byłem jeszcze wtedy w Toronto, więc to dawne czasy. Kiedy grał recital w La Scali, akompaniowałem mu. Dyrygowałem orkiestrą La Scali. Co myśmy wtedy grali? Koncert Czajkowskiego i Mozarta albo Trzeci czy Czwarty koncert Beethovena. Po przerwie zwykle grał Czajkowskiego. Czasami Rachmaninowa. A może to nie był Rachmaninow, tylko koncert Chopina…? Tak, występowaliśmy razem w różnych miejscach. Zabierał mnie zawsze ze sobą. Ustalaliśmy plan u niego w domu w Paryżu, a potem ruszaliśmy w podróż… ale bez pośpiechu, na przykład spędzaliśmy tydzień w La Scali. Byliśmy też w San Francisco. Jeździliśmy do jego ulubionych miejsc, ćwiczyliśmy z orkiestrą, robiliśmy dwie albo trzy próby, a potem był występ. Bardzo dobrze mnie wtedy karmił.
MURAKAMI: Za każdym razem z inną orkiestrą? Czy to nie było trudne?
OZAWA: Nie, nie, jak już do tego przywykłem. Byłem zatrudnionym przez niego dyrygentem. To było bardzo ciekawe. Trwało jakieś trzy lata. Dobrze pamiętam taki włoski wermut Carpano. Punt e Mes Carpano. To od Rubinsteina się o nim dowiedziałem.
MURAKAMI: Był bon vivantem.
OZAWA: Tak, był. I miał taką wysoką szczupłą sekretarkę, która wszędzie z nim jeździła. Chociaż jego żona na to narzekała. On był naprawdę… Ale podobał się kobietom. Bardzo lubił smaczne jedzenie. W Mediolanie chodził do bardzo drogiej restauracji i kazał sobie przyrządzać coś na specjalne zamówienie. Myśmy w ogóle nawet nie patrzyli na jadłospis, tylko zdawaliśmy się na niego. I podawali nam specjalne potrawy, "Aha – myślałem sobie pełen podziwu. – To tak wygląda luksusowe życie".
MURAKAMI: Pod tym względem całkowicie różnił się od Serkina.
OZAWA: Tak, byli od siebie kompletnie różni. Absolutne przeciwieństwa. Serkin był jakby starym wieśniakiem, bardzo sumiennym. I wiernym wyznawcą judaizmu.
MURAKAMI: Zna pan dobrze jego syna Petera?
OZAWA: Peter za młodu strasznie się buntował przeciwko ojcu. Były z nim duże problemy. I wtedy jego ojciec mnie poprosił: "Proszę cię, zajmij się Peterem". Znamy się więc dobrze od czasu, kiedy miał osiemnaście lat. Pan Serkin jakoś mi ufał. Że jak powierzy syna opiece Seijiego, to wszystko będzie w porządku. Na początku często razem pracowaliśmy. Teraz nadal się przyjaźnimy, ale kiedyś co roku jeździliśmy do Toronto czy na festiwal Ravinia i razem występowaliśmy. Na przykład często graliśmy koncert skrzypcowy Beethovena zaaranżowany na fortepian.
MURAKAMI: Jest płyta z tym koncertem, prawda? Z orkiestrą New Philharmonia.
OZAWA: A rzeczywiście, była taka płyta. Nigdy wcześniej ani później nie dyrygowałem takim dziwnym utworem.
MURAKAMI: Ale nie nagrywał pan z Rubinsteinem.
OZAWA: Nie. Byłem wtedy bardzo młody, nie miałem kontraktu z żadną firmą płytową i prawie nie nagrywałem.
MURAKAMI: Dobrze by było, gdyby na nowo nagrano koncerty Beethovena w wykonaniu orkiestry Saito Kinen. Ale nie przychodzi mi do głowy żaden pianista, który by się do tego idealnie nadawał.
OZAWA: A może on – Krystian Zimerman?
MURAKAMI: Nagrał wszystkie koncerty Beethovena z Bernsteinem, prawda? Czy to była Filharmonia Wiedeńska? A nie, nie wszystkie z Bernsteinem, bo Bernstein umarł, zanim skończyli. Zimerman częścią sam dyrygował i grał na fortepianie. I wszystkie nagrał. Jest też DVD.
OZAWA: Słyszałem go kiedyś, jak w Wiedniu grał z Bernsteinem koncert fortepianowy Brahmsa.
MURAKAMI: O tym nie wiedziałem. Ale jeśli chodzi o te nagrania Beethovena, to zdaje się wszystkie są w stylu Bernsteina. Zimerman gra z gracją i wspaniale, ale on się raczej z natury nie pcha naprzód i miałem wrażenie, że orkiestra przewodzi przez cały czas. Chociaż z Bernsteinem chyba dobrze się dogadywali.
OZAWA: Bardzo się zaprzyjaźniłem z Zimermanem podczas jego pobytu w Bostonie. Miasto przypadło mu do gustu i wspominał nawet o kupnie domu i przeniesieniu się tam. Gorąco go do tego zachęcałem. Przez dwa miesiące szukał czegoś dla siebie, ale nie znalazł nic odpowiedniego i w końcu zrezygnował. Chociaż twierdził, że nie chce mieszkać w Szwajcarii ani w Nowym Jorku, tylko w Bostonie. Nie trafił jednak na dom, gdzie mógłby sobie swobodnie grać, nie przeszkadzając sąsiadom… Wielka szkoda.
MURAKAMI: To inteligentny pianista z dobrym gustem. Byłem na jego koncercie dawno temu, kiedy przyjechał do Japonii. Był jeszcze bardzo młody, pięknie i żywo zagrał sonatę Beethovena.
OZAWA: Hm… Rzeczywiście nie przychodzi mi do głowy żaden pianista, z którym chciałbym nagrać wszystkie koncerty Beethovena. Jeśli nie liczyć tych, którzy już je nagrali.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Rozmowy o muzyce" Haruki Murakami i Seiji Ozawa, która ukazała się nakładem wyd. Muza.