Trwa ładowanie...
recenzja
25-01-2013 22:15

Przekleństwo cykliczności, prototyp Robocopa i cały ten jazz

Przekleństwo cykliczności, prototyp Robocopa i cały ten jazzŹródło: Inne
d6vsl06
d6vsl06

Pierwsze wrażenia z Wróżbiarzymiałam świetne. Doskonałe, subtelne odwzorowanie realiów Ameryki z czasów prohibicji, nieszablonowa główna bohaterka (siedemnastolatka, która żyje od balangi do balangi i jest na permanentnym kacu, a zarazem mimo trzpiotowatości nie jest pusta, tylko całkiem sympatyczna), nastrojowa, wprawnie rozsnuwana tajemnica.

Dalsze wrażenia były równie dobre: szereg postaci z rożnych warstw społecznych i ras, mających pogłębić socjologiczne tło, ale zarazem niepozbawionych indywidualności i wiarygodności. Seria brutalnych mordów o charakterze rytualnym (aż takiej brutalności nie spodziewałam się, szczerze powiedziawszy, po powieści zakwalifikowanej jako YA, czyli skierowanej do tzw. starszej młodzieży), stopniowo łącząca się z wydarzeniami sprzed wielu lat oraz z wątkiem fantastycznym. Wszystko zrobione bardzo zgrabnie, nastrojowo, z kluczową rolą przypadającą grupie bohaterów o specyficznych zdolnościach, których natury i źródeł sami nie są do końca świadomi (odczytywanie przeszłości z przedmiotów, uzdrawianie, umiejętność bycia niedostrzeganym). Innymi słowy, całość niezaprzeczalnie została dobrze przemyślana i przygotowana, a autorce, Libbie Bray, nie brakowało również umiejętności warsztatowych, by spójną koncepcję przekuć we wciągającą opowieść z dreszczykiem.

Autorka umiejętnie połączyła szalejący w nocnych klubach prohibicyjny Nowy Jork z mroczną magią, wynaturzoną religią i echami pierwszej wielkiej wojny, kreując jednocześnie za pomocą nastrojowych niedopowiedzeń poczucie narastającego zagrożenia. Tym samym fabuła przykuwa uwagę, wciąga, wbrew moim obawom, mimo jakichś zalążków uczuć między postaciami, nie skręcając w stronę paranormalnego romansu.

W związku z czym wszystko było by wspaniale, gdyby nie ostatnie 70 z sześciuset stron. W końcówce bowiem Bray porzuca wychwalaną przeze mnie wcześniej subtelność na rzecz zdecydowanego przeszarżowania, którego kulminacją jest nie tylko ostateczne starcie ze Złem, ale też pojawiający się znienacka wątek prototypu cyborga (i to nie jest, niestety, żart), który wypada ocenić jako - w najlepszym razie - groteskowy.

d6vsl06

Powyższe byłoby jednak do wybaczenia i zapomnienia, gdyby Wróżbiarze okazali się zamkniętą historią. Niestety, zgodnie z obowiązującym trendem rynkowym, pisanie takowych już się nie opłaca. W efekcie, po ostatecznej konfrontacji z groźnym przeciwnikiem, zaobserwować możemy serię wysilonych wygibasów, mających umożliwić otwarcie furtki do nieuniknionego ekonomicznie dalszego ciągu. Starania te, choć zwieńczone sukcesem, kompletnie nie przystają do reszty utworu. Być może na każdą z trzech kolejnych zapowiadanych części cyklu Libba Bray ma równie spójną i kompletną wizję, jak na dziewięć dziesiątych Wróżbiarzy. Doświadczenie uczy jednak, że jest to mało prawdopodobne, a tymczasem część pierwsza zdecydowanie traci na tym, że nie może być zarazem ostatnią. Ostatecznie mogę ją bowiem ocenić nie jako dobrą, a zaledwie ponadprzeciętną. Nie ulega mimo wszystko wątpliwości, że na tle innych publikowanych masowo utworów ze swojej kategorii powieść Bray wyróżnia się bardzo pozytywnie i jest zdecydowanie
warta uwagi, nie tylko docelowy odbiorca będzie mógł bowiem czerpać autentyczną przyjemność ze zdecydowanej większości tej lektury.

d6vsl06
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d6vsl06