Pijany na scenie
Mimo że lider Bayer Full przywołuje mnóstwo alkoholowych przygód, twierdzi, że tylko dwa razy zespołowi zdarzyło się grać po pijanemu. "Raz w poznańskiej Arenie w roku 1995. Bardzo mi zależało na tym koncercie, bo to był Poznań, (...) więc nie wziąłem nawet grama do ust przed koncertem. Ale jak szedłem już na scenę, ktoś wręczył mi kieliszek wódki. Dla kurażu.* I nie pamiętam, jak wszedłem na tę scenę.*Podobno odwalałem takie numery, że nasz ówczesny menadżer łapał się za głowę. (...) Pieprzyłem jakieś straszne głupoty. Mało tego. Potem wsiadłem w samochód i taki pijany bocznymi drogami pojechałem do domu. Nie miał mnie kto zawieźć, bo żaden z moich kolegów nie miał wtedy prawa jazdy."
Swoją drogą, przemian ustrojowych Świerzyński nie wspomina zbyt dobrze. Kiedy w 1989 roku razem z żoną zaczęli mieć problem ze spłatą kredytu, postanowili wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Niestety, tylko Sławomir dostał wizę. Za Oceanem wytrzymał pół roku, łapał się wszystkiego: stroił pianina, grał na weselach i komuniach, kosił trawniki, uczył gry na instrumentach. "Z dziewięćdziesięciu kilogramów schudłem do sześćdziesięciu siedmiu. Wyglądałem jak szczur z mąki." - wspomina po latach. Niedługo po powrocie do Polski, za zarobione pieniądze, Świerzyński wynajął remizę strażacką w Gąbinie i zorganizował tam dyskotekę. Niestety, bardzo szybko splajtował i dobrali się do niego komornicy. W książce Sielickiej winą za taki stan rzeczy piosenkarz obarcza przede wszystkim Leszka Balcerowicza. "Jak mi ktoś teraz mówi, że profesor B. wyciągnął Polskę z długów, to odpowiadam, że taką metodą to i ja bym wyciągnął"