Trwa ładowanie...

Uciekało sześciuset ludzi. Niewielu mogło liczyć na pomoc

Niemcy wymordowali tu dziesiątki tysięcy Żydów zwożonych z terenów okupowanej Europy. Do Sobiboru trafiali też jeńcy radzieccy. 78 lat temu, 14 października 1943 r., więźniowie Sobiboru wzniecili bunt. Niewielu udało się przeżyć.

Ocaleni z SobiboruOcaleni z SobiboruŹródło: Wikimedia Commons
d3mlhr8
d3mlhr8

Obóz zagłady Sobibor znajdował się na linii kolejowej Chełm – Włodawa. Szacuje się, że wymordowano w nim ok. 250 tys. Żydów. Ci, którym "oszczędzono" natychmiastowej śmierci w komorach gazowych, zmuszani byli do pracy na rzecz obozu. Tymczasowe odroczenie śmierci dawało nadzieję na przetrwanie.

Gdy więźniowie przypadkiem dowiedzieli się, że na ich oczach rozstrzelano kilkaset osób, które jako ostatnie zdołały przetrwać obóz zagłady w Bełżcu, zrozumieli, że po niewolniczej pracy ich również spotka podobny los. Prawdopodobnie wtedy w Sobiborze zawiązała się grupa konspiracyjna, która w swoje plany wtajemniczyła także przybyłego wraz z transportem jeńców radzieckich Aleksandra Pieczerskiego.

Zobacz: Pierwszy nazistowski obóz koncentracyjny

Poniższy fragment pochodzi z książki Michała Wójcika "Zemsta. Zapomniane powstanie w obozach zagłady", której premiera zaplanowana została na 14 kwietnia 2021 (Wydawnictwo Poznańskie).

d3mlhr8

Żydowski sen się ziścił. Uciekało sześciuset ludzi. Kobiety, mężczyźni i kilkunastoletnie dzieci. Ukraińcy, jak można było przewidzieć, nie przyłączyli się do nich. Strzelali im w plecy. Tymczasem tłum zwalił się na bramę i na ogrodzenie. Ci, którzy mieli topory lub nożyce, przecinali druty, inni - pospieszani przez następnych — próbowali je zerwać ciężarem ciała lub się na nie wspinali. Kolejni tratowali poprzedników i tak szereg za szeregiem, grupa za grupą przedzierali się na zewnątrz. A tu pole minowe. Wkrótce do salw karabinowych dołączyły eksplozje.

"Nie przyszło mi nawet do głowy, że biegnę przez pole minowe, ale wyglądało, że innych też to nie obchodziło. Mieliśmy do wyboru albo ucieczkę — pod warunkiem, że nie złapią nas Niemcy — albo natychmiastową śmierć. Ci, którzy biegli pierwsi, swoimi ciałami wysadzali miny, otwierając drogę ucieczki innym. (…)

Biegłem z całych sił i wszystkich wyprzedziłem, po czym na chwilę się zatrzymałem i obejrzałem. Przede mną roztaczał się zdumiewający widok, którego nie potrafiłbym sobie wyobrazić nawet w najcudowniejszych marzeniach. Na całej szerokości pola, od bramy obozu przy torach kolejowych aż po skraj Lager 1, setki ludzi biegło w moim kierunku, a Niemcy nie potrafili ich zatrzymać" — pisał Freiberg.

Zatem sukces! Imponujący bilans: dwunastu zabitych esesmanów, co najmniej jeden ciężko ranny (Dubois) i dwóch zabitych wachmanów. Uciec udało się trzystu więźniom. Zdaniem Marka Bema powstanie i wojnę przeżyło pięćdziesięciu siedmiu uciekinierów, Icchak Arad, historyk izraelski, liczbę tę zwiększył do siedemdziesięciu osób. W tej grupie tylko osiem kobiet.

Aleksander Peczerski - przywódca buntu w Sobiborze. Wikimedia Commons
Aleksander Peczerski - przywódca buntu w Sobiborze.Źródło: Wikimedia Commons

Losy ocalonych potoczyły się różnie. (...) Peczerski z towarzyszami dołączył do oddziału partyzanckiego im. Szczorsa pod dowództwem Wasyla Wołodina. Potem udało mu się połączyć z Armią Czerwoną, o czym marzył, ale jak było do przewidzenia, skażony niemiecką niewolą trafił do batalionu karnego.Został ranny. Leczył się cztery miesiące w szpitalu. Ostatecznie wrócił do Rostowa. Siemion Rozenfeld, który odłączył się od swoich, po trzech godzinach ucieczki poczuł silny ból w nodze. Ranny dołączył wtedy do grupy Felhendlera, a potem jeszcze spotkał trzech Żydów czeskich: Schnobla, Karniszowera i Silbermana.

d3mlhr8

W grudniu całą grupę wytropili w lesie AK-owcy. Tak przy najmniej twierdził Peczerski. Zamordowali pięciu w schronie, reszcie udało się dożyć wyzwolenia gdzieś między Chełmem a Lublinem. Dziś wiadomo, że dwudziestu dwóch uciekinierów zostało zamordowanych przez Polaków lub Ukraińców.

Nie ma wśród nich Chaima Tregera. Uciekał z jakimś warszawiakiem. Przez kilka tygodni ukrywanie szło im dobrze, spali w stogach siana, żebrali u chłopów o kawałek chleba i wodę. Schronienie dał im dopiero gospodarz, któremu obiecali za to uszyć garnitur. Praca trwała tydzień. "Kiedy był już gotowy, niespodziewanie przyszli żandarmi. Rzuciliśmy się do ucieczki. Mój towarzysz zginął, a mnie udało się ukryć". Chaim wyciągnął jednak lekcję z Sobiboru.

"Innym razem grupa Polaków przedrzeźniała mnie, kpiąc sobie z Żydka błąkającego się samotnie po lesie. Oburzyłem się i zacząłem krzyczeć, że jestem Polakiem i żeby zaprowadzili mnie do dowódcy partyzantów. Moja zuchwałość uratowała mnie; zabrali mnie ze sobą do żołnierzy, którzy zaakceptowali mnie i przydzielili do oddziału".

d3mlhr8

Czy o podobnym szczęściu mógł mówić Ajzyk Rotengerg? Po ucieczce, jak inni, znalazł się w lesie. Tu spotkał innego uciekiniera, który był całkiem nagi. Oddał mu swoją marynarkę. Potem szukali partyzantów, przecież w obozie sporo się o nich mówiło. Ale zamiast nich, zatrzymało ich Schupo.

Żandarmi nie zastrzelili ich, ale zaprowadzili do Adampola, gdzie administrator skonfiskowanego Polakom majątku, o nazwisku Zelinger, założył im łańcuchy na szyję i przywiązał do obory. "Tygodniami traktował nas dosłownie jak psy". Ale znowu uciekli, a potem trafili do wymarzonych partyzantów. "Nie chcieli nas, bo byliśmy zawszeni". Pewnie byli. Ale byli również Żydami. Na szczęście obie te wady nie przeszkadzały już kolejnej grupie. Był to oddział Chila Grynszpana, zwany "grupą Ehiela". Żydowscy partyzanci ich uratowali.

Ukraińcy z załogi obozu w Sobiborze Wikimedia Commons
Ukraińcy z załogi obozu w SobiborzeŹródło: Wikimedia Commons

Mniej dramatycznie potoczyły się losy Symchy Białowicza. Ten odnalazł w lesie brata Fiszla i już razem doszli do Izbicy. Podobnie Kurt Ticho, Chaim i Selma Engelowie znaleźli schronienie wśród polskiej ludności. Eda Lichtman uciekała z obozu z Rywką i Czeszką. Potem spotkała jeszcze Ulę Stern i dwie Holenderki, Kathy i Ruth, oraz dwóch mężczyzn. Niestety, gdy jeden z nich odłączył się na chwilę od grupy, został zabity.

d3mlhr8

"Po trzech głodowych dniach i nocach doszłyśmy do miejsca, skąd widać było napis: »SS Sonderkommando«". Okazało się, że cały czas kręciły się wokół obozu. Dopiero potem Eda z koleżankami dotarła do lasów parczewskich, gdzie spotkała męża Icchaka. Już razem dołączyli do partyzantów.

Do oddziału na Lubelszczyźnie przyłączył się również Dov Freiberg. Tu doczekał wkroczenia Armii Czerwonej. Potem emigrował i walczył o wolny Izrael. Tragicznie potoczyły się z kolei losy Lejby Felhendlera. Początkowo ukrywał się w lesie, uszedł cało z pogromu, w którym zginęli jego towarzysze w schronie, następnie ukrywał się razem z Majerem Zissem z Hrubieszowa a potem — w lipcu 1944 roku znalazł się w Lublinie.

Nastała wymarzona wolna Polska, pojawiły się nowe perspektywy. Lejba zamieszkał z Zissem, "Toivi" Blattem, Dovem Freibergiem, Josefem Cukiermanem, Chaskielem Menche, Szlomo Podchlebnikiem i Szlomo Szmajznerem. Stworzyli komunę, trzymali się razem.

d3mlhr8

Zaczęli pracować w garbarni prowadzonej przez Żydów. Felhendler zarabiał dobrze, handlował papierosami i złotem. Podobno robił interesy z Sowietami. W lutym poślubił Esterę Muterperel z Krasnegostawu, która wcześniej związana była z Herszem Blankiem. Ale Blanka zabiła AK. Podobno za współpracę z UB.

Stanisław Szmajzner - jeden z bohaterów ucieczki z Sobiboru Wikimedia Commons
Stanisław Szmajzner - jeden z bohaterów ucieczki z SobiboruŹródło: Wikimedia Commons

Po tej zbrodni Felhendler opuścił grupę (wszyscy mieszkali przy ul. Kowalskiej 4) i przeprowadził się do sublokatorskiego mieszkania przy Złotej 6. Kilka minut przed godziną dziewiętnastą 2 kwietnia 1945 roku do pokoju za ścianą weszła grupa ludzi. Estera zareagowała tak, jakby już wiedziała kto. "Leon, to oni" — powiedziała. Miała na myśli tę samą grupę AK-owców, którzy zamordowali jej poprzedniego męża.

d3mlhr8

Lejba-Leon poderwał się i podszedł do drzwi dzielących ich pokój z sąsiadami. Gdy nacisnął klamkę, padł strzał. "Stał blady. Zerwałam się, nie rozumiejąc. 'Uciekajmy drugimi drzwiami' — powiedziałam. 'Nie mogę'. 'Bo co?'. 'Mam kulę, o tu'. Lecz jeszcze nie chciałam wierzyć (…). Ciągnęłam go za rękę, uciekliśmy na ulicę" — relacjonowała wypadki.

Po kilku godzinach był już na stole operacyjnym. "Przestrzał przez dolną część klatki piersiowej, jelita, żołądek" — brzmiała diagnoza. Nie przeżył. Prawdopodobnie to nie on był celem zamachowców. Zginął od kuli, która była przeznaczona dla sąsiada.

Za ścianą również ktoś zginął. Była to Hanna Gil, katoliczka, która sprzątała w obu pokojach. Wdowa po Felhendlerze pod koniec 1945 roku spisała relację o śmierci męża i to, co jej opowiedział o życiu w obozie. W marcu następnego roku wyjechała z Polski i zamieszkała w Nowym Jorku. Tam dopadła ją choroba psychiczna. Zmarła w latach sześćdziesiątych.

Wróćmy do jej relacji. Już cytowałem jej fragmenty. W tym tekście znalazły się dwa dokumenty, które bez wątpienia należały do jej męża i pochodziły z Sobiboru. Pierwszy to list, który Lejba — pracujący w sortowni rzeczy po zagazowanych — znalazł wszyty w marynarkę. Napisał i ukrył go ktoś z Bełżca. W czerwcu 1943 roku został przywieziony z tamtego obozu i zamordowany w Sobiborze. Nawoływał do buntu.

Drugi dokument to prawdopodobnie fragment odezwy, którą Lejba zamierzał odczytać w dniu wybuchu powstania jego uczestnikom. Tak, jakby wcześniej wiedział, że za nim wszyscy rzucą się do ucieczki, zbiorą się na placu apelowym, a on będzie miał czas coś powiedzieć. Tekst zatytułowany jest "Do moich towarzyszy".

"Być może dziś nastał dla nas ten dzień, kiedy powinniśmy się razem z wami uwolnić od tych krwawych psów. Pamiętajcie moje słowa. Nie bójcie się. Idźcie naprzód. Śmierć nie powinna być nam straszna. Walczcie, moi drodzy przyjaciele, razem z towarzyszami z Mińska. My zaczynamy, a wy pomagacie nam, jak tylko możecie. Wolność, 13 października 1943 roku".

Data wynika z tego, że początkowo powstanie miało wybuchnąć dzień wcześniej. Termin, jak wiadomo, zmieniono. Kolejny fragment jest już nieczytelny: "Jeśli jest, że już zwyciężymy (…) lub wasza rada (…) zostanie zaprzepaszczona, będziemy jeden z drugim i wszyscy razem". Tak też się stało. Tyle tylko, że dla Felhendlera ta wspólna przyszłość trwała zaledwie pół roku.

Michał Wójcik, "Zemsta. Zapomniane powstania w obozach Zagłady: Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau", Wydawnictwo Poznańskie 2021.
Michał Wójcik, "Zemsta. Zapomniane powstania w obozach Zagłady: Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau", Wydawnictwo Poznańskie 2021.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d3mlhr8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3mlhr8