Nie ma bardziej romantycznej profesji, niż zawód archeologa – przynajmniej dla czytelników sensacyjnych powieści. Malownicze ruiny, sekretne przejścia, skarby zaginionych cywilizacji, rabusie grobów i klątwy faraonów. Ale ten, kto czytał pierwszy tom przygód Mario Ybla, zderzył się z upalną, zakurzoną rzeczywistością. Mario Ybl, antropolog (nie „kulturowy” ale „fizyczny”, czyli profesor od szkieletów) w * Ofierze Polikseny* z przyczyn osobistych dał się przekonać do spędzenia sezonu wykopaliskowego pod Troją, w spartańskich warunkach, na zapadłej, choć egzotycznej prowincji. Sporo się pocił, pił dużo piwa, używał nieparlamentarnych wyrazów i bał się ciemności. Z ekipą się nie zintegrował, bo z natury jest takim typem – osobnym. Poza tym konsultował wykopane szkielety, i… rozwiązał zagadkę tajemniczych zgonów, złotego skarbu i ukrytej świątyni.
Marta Guzowska, która powołała do życia profesora Ybla, jest doktorem archeologii, czynnym naukowcem mającym za sobą kilkanaście sezonów wykopaliskowych w rejonie Morza Śródziemnego. Spodziewałam zatem, że tytuł Głowa Niobe zapowiada kolejny tom sensacyjnych zdarzeń w scenerii śródziemnomorskich wykopalisk. Tym razem jednak za scenę dramatu posłużył pałac w Nieborowie i polska zima – a właściwie zima antarktyczna, apokaliptyczna, odcinająca od świata kilkanaście postaci ze świata nauki, zebranych tam na międzynarodowej konferencji. Mario Ybl, który okazuje się być w połowie Polakiem, ma wygłosić referat na temat anatomii ciała ludzkiego w rzeźbie greckiej i rzymskiej ze zbiorów nieborowskich, a ponieważ lubi udawać niewrażliwego na sztukę barbarzyńcę, prowokuje zebranych patrzeniem na marmurowe posągi jak na preparaty anatomiczne. Niedługo jednak będzie musiał się zająć prawdziwą odciętą głową w odciętym od świata pałacu, w którym nie działają telefony i nie ma szans na przyjazd ekipy śledczej.
Powieść Guzowskiej to nie jest kryminał Agaty Christie , w którym umiera się wytwornie, bez zachlapywania krwią podłogi. To nie zabawny „Gdzie jest trzeci król?”, choć pałac podobnie piękny i pełen tajemnic, a naukowcy stosownie ekscentryczni. Tu mamy zimne posągi, blade fragmenty martwych ciał, kałuże krwi i sploty wnętrzności, które jednak, w obecności Mario Ybla, wydają się nam ludzkie i niestraszne. Prawdziwie straszna jest ciemność w zamkniętym pokoju. Profesor, mając do pomocy przypadkowo obecną w pałacu policjantkę (niestety – akurat policyjnego eksperta od obróbki fotografii…) musi zdemaskować mordercę, ocalić siebie i jak najwięcej pozostałych.
Cykl z Marco Yblem to, moim zdaniem, bardzo interesująca proza kryminalna. Choć może profesor nie jest zbyt uprzejmy i, na wszelki wypadek, nie chcielibyśmy się znaleźć razem z nim, na przykład, na statku płynącymj po Nilu, sądzę, że łatwiej, niż kolegów-naukowców, przekona do siebie czytelników.