Mózg krowy, jelita, woda z sadzawki...
Na wybrzeżu Pacyfiku jadł wydłubane z kolczastych skorupek świeże jeżowce.
Na brazylijskich przedmieściach - gorzkie mięso czarnych piranii.
Na Rapa Nui - gruboziarnisty, suchy chleb smarowany mózgiem krowy, wyciąganym ze zwęglonej na ognisku czaszki i wątrobę świeżo upolowanego tuńczyka, a także warkocze z jelit grillowane wraz z zawartością.
Na Przylądku Burz - niesamowicie pikantne, grillowane w feldze samochodowej, zwijane jak strażacki wąż kiełbaski.
Ale nie zawsze trafiały się takie "przysmaki".
"Czasem była to kilkukrotnie gotowana woda z pustynnej sadzawki, którą popijałem suszone na słońcu łopatki lam."