Trwa ładowanie...
recenzja
12-01-2015 12:13

Ponadczasowa myśl contra rejestrująca świadomość, czyli Steinbeck dwa w jednym

Ponadczasowa myśl contra rejestrująca świadomość, czyli Steinbeck dwa w jednymŹródło: Inne
d2d3u04
d2d3u04

Tuż przed 50 rocznicą uhonorowania Johna Steinbecka nagrodą Nobla wydawnictwo Prószyński i S-ka podjęło się chwalebnej misji przypomnienia twórczości tego niegdyś bardzo popularnego, a w ostatnich dekadach nieco wzgardzonego (chyba głównie na skutek działalności rozmaitych krytyków i publicystów, trzeźwą ocenę sytuacji społecznej i wrażliwość na ludzką krzywdę utożsamiających z bolszewizmem, a przez to odsądzających od czci i wiary pokaźną grupę realistów tworzących w pierwszej połowie XX wieku i w latach powojennych). W ciągu trzech lat w tej starannie dopracowanej (brawa zwłaszcza za piękne, nastrojowe okładki!) serii znalazły się nie tylko szczytowe osiągnięcia twórczości autora, których niejeden czytelnik nie zawaha się nazwać arcydziełami – Na wschód od Edenu, Grona gniewu czy Myszy i ludzie – ale i utwory mniej popularne, jak Księżyc zaszedł, i w ogóle dotychczas na polski nietłumaczone, jak W niepewnym boju. Pomieszczenie tych dwóch ostatnich powieści w jednym woluminie to eksperyment tyleż
interesujący, co odrobinę kontrowersyjny. Dlaczego? Spróbujmy najpierw powiedzieć co nieco o każdej z nich.

Pierwsza, chronologicznie późniejsza, to lekko odrealniana (niby nikt nie ma wątpliwości, że to druga wojna światowa, ale w tekście ani raz nie pada słowo „Niemcy”, „naziści” czy „hitlerowcy”, a zarówno obywatele kraju okupowanego, jak i agresorzy noszą anglojęzyczne nazwiska) kronika wydarzeń, jakie mogły i mogą mieć miejsce w każdym właściwie miejscu na ziemi, które staje się obiektem najazdu obcych wojsk. Najlepiej byłoby wrogich oddziałów nie wpuścić, ale skoro już weszły, podstępem czy przemocą, trzeba przecież zdecydować, jak dalej żyć. Spróbować ucieczki gdzieś, gdzie jeszcze nie dotarła inwazja, nie mając pojęcia, czy się tam dotrze i jak się zostanie przyjętym? Stawiać otwarty opór, wiedząc, że przy takiej proporcji sił jest się skazanym na przegraną, jak każdy, kto się porywa z motyką na słońce? Oddać się na usługi najeźdźców, wychodząc z jakże prostego założenia, że kto silniejszy, ten godzien jest rządzić? Spuścić klapki na oczy, myśląc, że jeśli się postara nie dostrzegać nowych postaci,
mówiących innym językiem i narzucających nowe prawa, ani nowych grobów i nowych więzień, do których trafiają niepokorni współplemieńcy, to się będzie pozostawionym w spokoju? A może na pokaz udawać, że się godzi na wszystko, a naprawdę przyczaić się gdzieś na uboczu niby niepokaźny, lecz groźny zwierz i zachodzić od tyłu, i kąsać znienacka?... Ileż książek o tym już napisano, ile filmów nakręcono, w ile prawdziwych ludzkich biografii wpisała się każda z wymienionych strategii! Steinbeck, piszący swą mini-powieść na początku lat 40 - a więc wtedy, gdy w niemal całej Europie można było znaleźć ludzi, którzy mogliby się stać pierwowzorami burmistrza Ordena, Aleksa, Molly… no i pana Corella też… - poszedł o krok dalej, prezentując także sylwetki zdobywców. I cóż, znów to nie niespodzianka, że wśród nich są tacy, którzy do głębi nasiąknęli frazesami głoszonymi przez Wodza, ale i tacy, którzy starają się mówić dużo i o byle czym, na przykład „czy po wojnie będziemy mieli psy?”, byle nie dopuścić do głosu lęków i
wątpliwości, tacy, którzy już zwątpili – bo może „nowy ład nie da się wprowadzić (…) i w ciągu całego naszego życia”? – i tacy, którzy otwarcie przyznają: „Nie prosiłem, żeby tu przybyć. (…) Jestem tylko człowiekiem, nie żołnierzem-zdobywcą. (…) Mamy jakieś prawo do życia w tym szaleństwie zabijania”. I tak oto powstaje krótka, lecz wymowna przypowieść o zwycięzcach i zwyciężonych, o tym, czym z punktu widzenia jednych i drugich jest patriotyzm, odwaga, honor, i o tym, że nie zawsze ci, co mają władzę, są spełnieni i szczęśliwi, a ci, których zniewolono, pogrążają się w beznadziei. Niby same truizmy, ale jak to pięknie opowiedziane!

Druga historia, ponad dwukrotnie dłuższa, cofa nas w czasie o kilka lat i przenosi w miejsce jasno określone, choć ubarwione paroma fikcyjnymi nazwami ulic czy miejscowości. To Kalifornia i czasy Wielkiego Kryzysu. Wiadomo, co to oznacza: dla zamożniejszych bankructwa, niewypłacalności, zwalnianie pracowników, pośpieszne wyprzedawanie towarów i nieruchomości, póki ktoś jeszcze zechce za nie zapłacić, dla biedniejszych głód, bezdomność, bezskuteczne wędrówki w poszukiwaniu pracy, a dla władz czas szczególnej troski (no, powiedzmy, że tę aktywność można tak nazwać!), bo kiedy ludzie nie mają co do garnka włożyć, jakoś bardziej są skłonni występować przeciw panującemu porządkowi społecznemu… Ofiarą takich „troskliwych” policjantów pada młody robotnik, Jim Nolan, który, zatrzymawszy się na chwilę, by posłuchać ulicznego mówcy, zostaje uznany za członka „zebrania radykałów”, pobity i wtrącony do więzienia „za włóczęgostwo”. Kiedy wychodzi, nie ma już ani pracy, ani domu, ani rodziny; po zapłaceniu za pogrzeb
matki i za wynajęcie pokoju, który zresztą opuszcza przed czasem, ma w kieszeni sumę, za którą nie przeżyłby tygodnia, a całe jego mienie mieści się w papierowej torbie. Jego kroki wiodą prosto do siedziby nienazwanej po imieniu lewicowej partii, do której pragnie wstąpić „z myślą o jakimś celu” i o pozbyciu się „przeświadczenia, że zawsze będziemy przegrywać”. Nowi towarzysze starają się go przekonać, że ze względu na swoje ponadprzeciętne wykształcenie najbardziej przyda się tu, w siedzibie partii, lecz Jim pragnie, by „pracować w terenie. Tam, gdzie najwięcej się dzieje”. I wkrótce wraz ze starszym działaczem rusza w drogę do doliny pełnej sadów jabłoniowych, by skłonić zgromadzonych tam najemnych robotników rolnych do protestu przeciwko obniżce stawek zarządzonej przez związek sadowników. Jeśli nawet dotarło do niego, że ktoś, kto z własnej woli angażuje się w podobny interes, będzie musiał za to słono zapłacić, wydaje mu się, że cel jest wart owej ceny. Tylko czy aby na pewno?...

Brzmi znajomo? Nieprzypadkowo, bo przecież niejeden z wykorzystanych tu motywów zostanie kilka lat później, po odświeżeniu i obudowaniu nowymi detalami, ponownie wyzyskany przy tworzeniu fabuły Gron gniewu – jednego z najznamienitszych dokonań amerykańskiego noblisty. W niepewnym boju to zaledwie wprawka do wielkiej powieści społecznej, wykazująca już jednak wszystkie najlepsze cechy pisarstwa Steinbecka: reporterski zmysł obserwacji, umiejętność konstruowania kapitalnych dialogów i wyrazistych sylwetek bohaterów, dosadny, lecz nie wulgarny i stosunkowo zwięzły, lecz nie ubogi język. Na ile udało mu się przy tym „być jedynie rejestrującą świadomością, niczego nie osądzać, a tylko rzecz opisać”, możemy ocenić sami. Gdyby, jak skłonni są twierdzić niestrudzeni tropiciele „czerwonej zarazy”, powieść miała stanowić manifestację (rzekomych) lewackich poglądów autora, czyż pokazałby z taką dobitnością, że obrana przez partie komunistyczne strategia działania nie rozwiąże problemów gospodarczych kraju, ba, nie
przyczyni się nawet do poprawy bytu własnych członków i sympatyków, a niektórym, jak nieszczęsnemu Andersonowi, wręcz przyniesie odmianę na gorsze?

d2d3u04

Trzeba jednak przyjąć do wiadomości, że pomimo powyższych zapewnień znajdą się czytelnicy, którzy z natury albo z założenia nie strawią niczego, w czym pojawiają się słowa i frazy w rodzaju „lud pracujący”, „strajk”, „godziwa płaca”, nawet za cenę utraty możliwości poznania doskonałego obrazka socjologicznego. A także tacy, którzy nad nagi realizm przedkładają teksty zaprawione choć odrobiną metaforyczności i alegorii. Jedni i drudzy z pewnością woleliby, by każdą z zebranych w tym tomie powieści wydano oddzielnie. Dla pozostałych natomiast taka wspólna edycja może być doskonałą okazją do poznania zakresu możliwości warsztatu pisarza.

d2d3u04
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2d3u04