Bo przecież prawdziwy Polak nie może nie być heteroseksualny, prawda? Pytanie tylko, co oznacza przymiotnik „prawdziwy” w kontekście polskiej historii współczesnej. Tak się składa, że temat mniejszości seksualnych w Polsce to nie tylko przekrzykiwanie się z mównicy poselskiej i przerzucanie argumentami o „niskiej przydatności społecznej”. To także temat, który był albo którego nie było, bo władza go nie chciała zaakceptować, już w czasach PRL.
Krzysztof Tomasik podjął się tematu drażliwego. Przeglądając bogate zbiory IPN, czytając reportaże sądowe i rozmaite wycinki z gazet, stworzył homoseksualistów w czasach Polski Ludowej. Właśnie tak – stworzył, bo w PRL oficjalnie „problemu” nie było, ponieważ władza ludowa nie chciała ich zauważyć. W 1985 roku miała miejsce akcja „Hiacynt”, czyli akcja „spisywania” homoseksualistów, czasem nawet zamykano ich w więzieniach. Chodziło o stworzenie ich listy, aby w przyszłości zapobiegać różnym „ekscesom” ze strony mniejszości seksualnych. Nieformalnie było to spowodowane m.in. nagłym rozprzestrzenieniem się zachorowań na AIDS, a że w połowie lat 80. na nową chorobę cywilizacyjną zapadali głównie homoseksualiści, a i śmiertelność z powodu AIDS była niezmiernie wysoka, pojawiło się zatem nadmierne zainteresowanie tym środowiskiem. Tyle że nawet Jerzy Urban, ówczesny rzecznik rządu, nigdy nie potwierdził, że taka akcja miała miejsce. Pozostają jedynie wspomnienia zatrzymanych i pojedyncze wzmianki milicyjne.
W kolejnym rozdziale autor mierzy się z przeglądem spraw sądowych, gdzie samo bycie homoseksualistą było dodatkową winą i czynnikiem obciążającym. Dla sędziów bycie stanowiło to główny powód oskarżeń, jeśli proces był poszlakowy. Wszak „homoseksualista to znaczy dewiant, a to znaczy, że jest zdolny do największych zbrodni”.
Pojawiają się wątki homoseksualne w literaturze, m.in. w książce napisanej przez Wandę Półtawską, wieloletnią przyjaciółkę Jana Pawła II.Autor pokazuje, jak na przestrzeni lat zachowywano się w stosunku do osób o skłonnościach homoseksualnych. I tak w latach 60. należało takie zachowania wyśmiać, co uczyniła wspomniana przed chwilą lekarka, wspominając swój pobyt w obozie w czasie II wojny światowej, gdzie miała okazję oglądać lesbijskie związki, które wierząca dziewczyna mogła jedynie wyszydzać. Z kolei w polskich filmach najczęściej homoseksualista to zwykle mężczyzna (o lesbijkach prawie się nie wspomina, a jedyny film z polskimi aktorkami, które łączy romans, został nakręcony poza Polską), raczej baletmistrz, o którego skłonności mówiło się czasem poprzez pryzmat żartu, że zawodowo tańczy, najczęściej także jest ekscentrykiem, który wychodzi z szaletu, bo przecież to było miejsce, gdzie szukało się młodych kochanków.
Gejerel to tylko poszukiwanie w Polsce Ludowej jakichś dowodów na to, że mniejszości seksualne były (bo były), ale także próba zrozumienia, dlaczego seksualna inność budziła aż takie kontrowersje. Dlaczego niektórzy artyści dokonywali coming outów począwszy od lat 90., a inni do dnia dzisiejszego unikają tematu własnej seksualności. W zasadzie nie powinno się zaglądać do łóżka innych. I z tym się zgadzam. Ale niezdrowa ciekawość może doprowadzać do wyciągania dziwnych i błędnych wniosków, i będzie to temat na kolejny tom Gejerel.