O literaturze, czyli o polityce
W jakimś sensie jednak jest to docenienie talentu i znaczenia Masłowskiej, teraz także przez prawicę. Masłowska prawie jak Herbert - wszyscy chcą ją mieć w swoim obozie.
Tak, ale wcześniej nie uważali Masłowskiej za utalentowaną pisarkę; uważali, że to jest pisarka salonowa, wykreowana przez środowisko "Gazety Wyborczej", więc jest zła. Jest do kitu pisarką. Teraz, kiedy napisała książkę zdecydowanie gorszą niż "Wojna polsko-ruska" to jednak stała się świetna. Z powodów pozaartystycznych, pozaliterackich.
W ogóle nie chodzi tutaj o literaturę.
Nie, absolutnie. To jest coś, co być może będzie się pogłębiało.
Czyli nie jest tak, jak mówisz, że coś się dzieje, że jest powrót do dyskusji o literaturze, bo to są zawsze i tak dyskusje o polityce.
To są dyskusje o polityce, ale cieszy mnie to, że przy okazji chodzi o książki, a nie tylko o to, co powiedział Kaczyński, albo co powiedział Tusk. Nie wiem co z tego będzie, ale zaczyna mi się podobać. Bo jest jakiś ferment, który może spowodować zainteresowanie literaturą. Nawet jeśli mamy zamieszanie polityczne wokół Masłowskiej, to jednak dotyczy to literatury. A nie tego, co powiedział poseł Hoffman albo na kogo nakrzyczał poseł Niesiołowski.