Lepsza organizacja
Na kolejnych wyjazdach żołnierze byli więc zgrani, bardziej doświadczeni i zaznajomieni z tamtejszą sytuacją. "Dowódcy na długo przed wylotem wizytowali nie tylko swoje przyszłe bazy, ale i inne, ucząc się, jak są prowadzone" - pisze Kaliciak. "Jeździli na patrole ze stacjonującymi tam oddziałami, robili rekonesans terenu, na którym mieli służyć przez sześć miesięcy, zapoznawali się z charakterem relacji bazy z ludnością miejscową, zbierali informacje o warunkach pogodowych, o tym, co każdy żołnierz oprócz standardowego ekwipunku powinien ze sobą zabrać."
Dodawał również, że na tym etapie nie potrzebowali już pomocy Amerykanów - doskonale poznali procedury, mieli własny sprzęt i zawodowych żołnierzy, bo to głównie oni jechali na ogarnięty wojną teren. "Nikt nie mówił już o misji stabilizacyjnej, o policyjnym charakterze wyjazdu" - dodaje. "Dlatego szkolenie miało charakter głównie wojenny."