Pobożny Salazar
Gdy wracał do celi, z głośników puszczano mu sekwencje gwałtownych, ostrych i metalicznych dźwięków. Brzmiały jak rozrywanie karoserii, zgrzytanie metalu o metal, jak rysowanie gwoździem po szybie.
Dom António dodaje, że nie to było najgorsze. Najgorsze były nagrania płaczu i krzyków rodzin. Gdy któregoś dnia spytał, jak mają się żona i dzieci, oficer tylko się uśmiechnął.
Czasem zdarzało mu się jednak zasnąć. Nie wie, na jak długo. Budziły go strumienie lodowatej wody, którą puszczano mu prosto w twarz. Po jakimś czasie - dom António nie wie jakim - czuł się jak własny cień. Potem przestał się czuć w ogóle. Zapadł w letarg, choć żył. Nigdy nie był specjalnie wierzący. Ale wtedy zupełnie stracił wiarę w istnienie Boga. Dom António poprawia się - tak naprawdę nie szukał ukojenia ani w Bogu, ani w sobie. Chciał tylko spać.
Dziś zastanawia się, jak to możliwe, że tak pobożny człowiek, za jakiego chciał uchodzić Salazar, stworzył całe zastępy krzywdzicieli, służalczych psów, które pilnowały na wszelkie możliwe sposoby, żeby więzień nie zasnął.
Na zdjęciu: rewolucja goździków