Prześladowania
- Bliżej mi było do komunizmu niż salazaryzmu, to pewne. W Portugalii tego czasu komunizm jawił się jako ucieczka od dyktatury Salazara, bo to on nas prześladował, nie komuniści. To zresztą nie był komunizm w wydaniu sowieckim, naszym chodziło o to, żeby biedni w końcu przestali być biedni i wykorzystywani przez bogaczy. Dlatego nawet dziś jesteśmy im wdzięczni, bo obalili autorytarne rządy najpierw Salazara, potem Caetana. Dopiero potem, kiedy władze komunistyczne konfiskowały własność prywatną, ludzie zrozumieli, że nie tak miało być. Że wpadli z deszczu pod rynnę. W domu moich rodziców czytało się Marksa. Ale nie byłem członkiem żadnej partii podziemnej, nie byłem żadnym aktywnym działaczem. To nie leżało w mojej naturze. Poza tym wolałem się w nic nie angażować, miałem małe dzieci. Bałem się o rodzinę.
Dom António uznał, że musiał być nieostrożny. Że musiał komuś powiedzieć zdanie, przez które znalazł się w Caxias. Do dziś nie wie, co to było za zdanie ani kto na niego doniósł. Być może ktoś go podsłuchał. Był mechanikiem samochodowym, spotykał wielu ludzi, ale więcej milczał, niż mówił. Na mieście również starał się za dużo nie rozmawiać, a gdy wydawało mu się, że idący z naprzeciwka człowiek jest podejrzany, przechodził na drugą stronę ulicy. Na ulicach panowała wówczas cisza. Spacerowało po nich zbyt wielu funkcjonariuszy tajnej policji PIDE w cywilu, żeby swobodnie rozmawiać.
Na zdjęciu: António Salazara