Trwa ładowanie...
recenzja
15-02-2012 12:30

Poeta - poetą staje się po śmierci

Poeta - poetą staje się po śmierciŹródło: "__wlasne
d2u6r82
d2u6r82

Jacek Kaczmarski nie miał szczęścia. I nie chodzi tu o powikłane życie osobiste, ani nawet o śmiertelną chorobę, która – choć mocno związana z konsumpcją określonych używek – nie każdemu ich amatorowi się przytrafia. Nie, Kaczmarski nie miał szczęścia jako poeta. Przynajmniej za życia. Od chwili, kiedy po raz pierwszy wyszedł na estradę z gitarą, by odśpiewać własny utwór, był postrzegany przede wszystkim jako piosenkarz, śpiewak czy – nieco wznioślej – bard, podczas gdy ci wszyscy, którzy publikowali w prasie, wydawali tomiki, a na spotkaniach z publicznością swoje wiersze recytowali zamiast je śpiewać, zasługiwali na zaszczytniejsze miano poetów, nawet jeśli twórczość któregoś Iksa czy Igreka cieszyła się uznaniem tylko u paru krytyków i wąskiego grona amatorów. A równocześnie trudno było znaleźć Polaka, który by nie doznał zachwytu, wzruszenia, wstrząsu emocjonalnego pod wpływem choć jednej piosenki Kaczmarskiego. I przecież nie tylko dlatego, że została zaśpiewana, a nie wygłoszona! Zgoda, dobra
muzyka dodaje tekstowi blasku i mocy, sprawia, że łatwiej go zrozumieć, wchłonąć i zapamiętać. Lecz w odróżnieniu od zwykłej piosenki, poezja pozbawiona muzyki poezją nadal pozostanie.

Że tak jest, mieli okazję się przekonać czytelnicy, którym w latach 90 wpadł w ręce jeden z wcześniejszych zbiorów wierszy Kaczmarskiego, i mają teraz ci, którzy trafią na edycję tegoroczną - najpełniejszą spośród wszystkich, obejmującą także utwory z ostatnich lat życia poety oraz powstałe wcześniej, lecz dotąd niepublikowane.

Antologia poezji Kaczmarskiego ma objętość iście monumentalną – ponad 1100 stron, prawie tyle, co * Wiersze wszystkie* Miłosza (a pamiętajmy, że Miłosz żył i tworzył dwa razy dłużej!). Jasne, że ilość niekoniecznie musi się przekładać na jakość – jednak wierszy wyraźnie słabszych nie znajdziemy zbyt wielu tak u noblisty, jak i u niedocenianego za życia poety. Czy wszystkie trafią w nasz gust, to inna sprawa; poezja jest sztuką jeszcze bardziej subiektywną w odbiorze, niż proza, i każdy czytelnik ma prawo uznać, że woli Mickiewicza od Norwida , Gałczyńskiego od Miłosza , Różewicza albo Białoszewskiego od Szymborskiej , a wszystkich tych razem wziętych i jeszcze szesnastu innych od Kaczmarskiego. Ale dla tych, dla których jego poezja jest ważna od chwili, gdy po raz pierwszy się z nią zetknęli, albo dla tych, którzy – wyjąwszy może parę sztandarowych piosenek – właściwie jej nie znają, zbiór ten ma wartość nie do przecenienia. Jedni będą mieli możność przeanalizowania tekstów na chłodno, już bez szczególnego klimatu tworzonego przez głos śpiewającego poety i dźwięki gitary, a także poznania tej ich części, których nie mieli okazji wcześniej usłyszeć ani przeczytać. *Drudzy zyskają sposobność zapoznania się z ogromną porcją utworów poetyckich, imponujących zarówno
zakresem poruszanej tematyki, jak i techniką. *

Czytelnicy z pokolenia 50+ pamiętać mogą sam debiut niespełna dwudziestoletniego Kaczmarskiego i najwcześniejszy etap jego kariery.Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że spora część śpiewanych wówczas przezeń tekstów, tak ogromne wrażenie robiących na słuchaczach, wyszła spod pióra licealisty! Prześmiewcze „Przedszkole” napisał mając lat 17, rok później „Poczekalnię”, a jako dziewiętnastolatek – ogromnie wymowny, choć mniej znany wiersz „Starzy ludzie w autobusie”. Z tego samego okresu pochodzą: „Ballada paranoika”, „Ballada o okrzykach”, „Oblężenie”, „Ballada o windzie” (ten motyw samotności wśród ludzi – wspólny dla tak wielu poetów – w ujęciu siedemnastolatka przedstawia się tyleż prosto, co wyraziście:

d2u6r82

„(...) lecz nie usłyszy nikt już mnie

I nikt nie poda ręki mi,

Bo każdy własną windą mknie

I między swymi piętrami tkwi”. )

D**ojrzałość tych tekstów, widoczna zarówno w formie, jak i w treści, zapowiada nieprzeciętną indywidualność artystyczną, której kształtowanie się możemy śledzić, analizując kolejne utwory w układzie chronologicznym.**Dwudziestoletni Kaczmarski stworzył „Encore, jeszcze raz” – pierwszy element cyklu wierszy inspirowanych obrazami, który kontynuował niemal do śmierci – a krótko potem powstała niezapomniana „Lekcja historii klasycznej”, stanowiąca zapowiedź kolejnych podzbiorów, opartych na motywach literackich (cykl „Lektury szkolne” i wiersze dedykowane innym poetom, interesujące nie tyle nawet ze względu na treść, co na stylizację: „Ostatnie dni Norwida” pobrzmiewają Norwidem , „Barykada (Śmierć Baczyńskiego)”- Baczyńskim , „Ballada feudalna” - Miłoszem) i historycznych (lista postaci, które zdecydował się w ten sposób upamiętnić, sięga od
Spartakusa i Kleopatry poprzez Joannę D’Arc, Lutra, Cromwella, po Jeremiego Wiśniowieckiego i Napoleona). Ale przede wszystkim od samego początku aż po ostatnie dni życia dawał w swoich wierszach poetycką diagnozę wszystkich chorób nękających Polskę na przestrzeni wieków – od szlacheckiego warcholstwa i słabości władców („Pan Kmicic”, „Dobre rady Pana Ojca”,„Tradycja”), do całkiem współczesnej nieumiejętności wyciągania nauk z historii, powszechnej nieudolności, chwiejności poglądów warunkowanej względami koniunkturalnymi, interesowności, nieuzasadnionej buty i ksenofobii („Przejście Polaków przez Morze Czerwone”, „Czerwony autobus”, „Korespondencja klasowa”, „Patriotyzm”, „Mury 87”, „Nasza klasa 92”, „Oddział chorych na raka a la Polonaise A.D.2002”). Analiza wszystkich motywów i tematów pojawiających się w jego twórczości była tematem niejednej pracy naukowej i paru opracowań książkowych, nie ma więc sensu wszystkiego tu wyliczać. Warto może tylko jeszcze przyznać, że nie wszystkie utwory niosą ze sobą
przesłanie większego kalibru – znajdziemy w antologii i garstkę lekkich tekścików satyrycznych, na przykład dedykowanych współpracownikom z „Wolnej Europy”, podrwiwających z naszej współczesności („Zbiór zwierzęcych sentencji o III RP”, „Pejzaż sierpniowy”) czy pisanych gwoli rozrywki najbliższych („Wakacyjna przypowieść z metafizycznym morałem”, „O pożytkach z pewnej rasy”); jakościowo nieco odstają one od utworów ambitniejszych, lecz zarazem pokazują autora jako człowieka, który czasem zdejmował maskę śmiertelnej powagi i pozwalał swojej muzie buszować po całkiem przyziemnych rejonach.

Cóż, chyba nikogo nie trzeba już przekonywać, że Kaczmarski poetą BYŁ; czy wielkim, czas pokaże, ale poetą na pewno – i choć w jednym z ostatnich swoich wierszy („Oliwa, wino i czas”) podkreślał, że:

„Nie każda ręka myśl i glina krucha

Ocali obraz i przechowa ducha” –

trudno mieć wątpliwości, że jego ręka i myśl sprostały temu zadaniu.

d2u6r82
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2u6r82