Alfred Jarry ''Ubu król''
Na koniec bonus. Można by zarzucać Korporacji Ha!art, że co i rusz zasila kolejnymi pozycjami dla bardzo wąskiego kręgu zainteresowanych, sięgając czasem po eksperymenty w rodzaju "Zegara światowego" Nicka Montforta. Dla niezorientowanych: książka Amerykanina miała być z założenia urzeczywistnieniem nieistniejącej książki, o której pisał Lem w swoim eseju "Jedna minuta". Trudno jednak mieć pretensje do wydawnictwa, którego motto brzmi "wszystko, co się nie opłaca". Na dodatek: tym razem próbę literackiego eksperymentu należy uznać za udaną.
Aleksandra Małecka i Piotr Marecki pokusili się o nowe tłumaczenie dramatu "Ubu król" Alfreda Jarry'ego . Po co światu nowy przekład francuskiego dramatu z 1888 roku? Otóż cała sztuczka polega na tym, że translacji dokonano w całości za pomocą... Google Tłumacza. Ten zabieg pozwala na pełniejsze wydobycie absurdu z tekstu, którego akcja dzieje się w "Polsce, czyli nigdzie". Nowe tłumaczenie "Ubu króla" , w sposób mniej lub bardziej zamierzony, stanowi dobry komentarz do języka współczesnej debaty. Weźmy taki oto fragment: "Przez mojego zielonej świecy, cholera, proszę pani, tak, tak, jestem szczęśliwy. Byłoby co najmniej: kapitan dragonów, oficer zaufanie króla Wacława, odznaczony Orderem Czerwonego Orła Polskiej i byłego króla Aragonii, co można byłoby lepiej?". Cóż, brzmi znajomo.
Mateusz Witkowski/ksiazki.wp.pl