Nasze rodzime celebrytki przyzwyczaiły nas do medialnego i wyidealizowanego macierzyństwa . Konsekwentnie wspiera je w tym prasa, rozpływająca się w zachwytach nad panią X, dumnie pchającą wózek „z górnej półki” i panią Y ubraną w modny płaszcz, eksponującą starannie dobraną markową torebkę w lewej ręce, a w prawej trzymającą ubranego pod jej kolor bobasa. Do tego perfekcyjny makijaż i obowiązkowy uśmiech oznajmujący fanom, że dopiero teraz osiągnęły prawdziwe szczęście. Świetne role na deskach stołecznego teatru i piosenki z pierwszych list przebojów idą w zapomnienie. Teraz czas na to, na co wszyscy tak naprawdę czekaliśmy: zapewnianie w każdym wywiadzie, że liczy się tylko dziecko i nigdy w życiu piosenkarka/aktorka nie poświęci życia rodzinnego dla kariery. Albo – albo.
Dowodem na to mają być lukrowe ustawki z paparazzi oraz blogi zakładane, czasem już miesiąc po porodzie, pełne porad, którymi świeżo upieczona, ale już bardzo doświadczona sławna mama pragnie podzielić się z fankami. W naszym show biznesie macierzyństwo stało się długoterminową inwestycją i świetnym pomysłem na przetrwanie w pamięci potomnych, kiedy to już role w serialu będą dostawać te młodsze, a na kolejne miejsca list przebojów będą się piąć te ładniejsze.Wiele z nas z taką postawą się zgadza. Potrzeba spełnienia w macierzyństwie to chyba najsilniejszy ludzki instynkt wspierany przez najgłębsze uczucie, jakim jest miłość. Nie ma wątpliwości, że to piękna sprawa, warta poświęcenia innych marzeń. Większość z nas, prędzej czy później, zrezygnuje ze wspinania się po kolejnych szczeblach kariery na rzecz wspólnego odrabiania lekcji i chodzenia na odczulanie do alergologa. Ale spory procent kobiet marzy o tym, by równie ważna w ich życiu pozostawała praca zawodowa, która jest jednocześnie ich największą
pasją. I przeraża je to, co odebrano piosenkarkom i aktorkom, które, jeśli podczas pracy nad serialem, nieśmiało przyznają się do korzystania z usług wykwalifikowanej niani, momentalnie są atakowane w komentarzach internautów jako wyrodne matki i narcystyczne egoistki.
Gwiazda amerykańskiej telewizji, Mika Brzezinski, jest diametralnie inna. Jak ulał pasuje do niej określenie „kobieta wyzwolona”.Moja pasja. Moja rodzina to połączenie autobiografii z poradnikiem z serii „jak żyć?”. A żyć najlepiej tak, jak to podpowiada tytuł: nie wybierać między rodziną a karierą, ale nie robić też wszystkiego naraz. Rodzina jest ważna, ale nie można dla niej całkowicie rezygnować z siebie, swoich dotychczasowych osiągnięć i planów na przyszłość.
Brzezinski jest nam, Polakom, szczególnie bliska ze względu na osobę swojego ojca. Zbigniew Brzeziński był doradcą prezydenta Cartera i – najprościej to ujmując - zawsze pamiętał o Polsce, za co został odznaczony Orderem Orła Białego. Mika dorastała wśród najbardziej wpływowych osób tego świata. Pomijając wspólne zabawy z dziećmi Cartera w ogrodach Białego Domu, już jako dziecko uczestniczyła w uroczystych prywatnych przyjęciach, na których spotykała się waszyngtońska śmietanka. Co więcej, i Mika i jej dwaj bracia zabierali głos w dyskusjach toczących się przy stole. Wiedzę o współczesnym świecie dzieci czerpały z wiadomości, które codziennie wieczorem oglądały wspólnie z rodzicami. To właśnie Zbigniew i Emilie Brzezinski ukształtowali Mikę. Ta książka jest swojego rodzajem hołdem dla matki, która na jakiś czas zrezygnowała ze swojej pasji na rzecz męża i jego kariery. A kiedy ta kariera stanęła na rozdrożu, Emilie zdecydowanie oświadczyła, że teraz czas skupić się na jej marzeniach i poświęciła się
rzeźbieniu w swojej ukochanej pracowni. Obserwując zachowania rodziców, Mika zapragnęła jeszcze więcej: postanowiła robić wszystko naraz.
I tu pojawia się w książce pewien rozdźwięk: Brzezinski z jednej strony namawia, żeby nauczyć się mierzyć własne możliwości i żyć w zgodzie ze swoimi marzeniami, a z drugiej pokazuje, że tak naprawdę trzeba próbować wszystkiego, najlepiej w tym samym czasie, bo później możemy już z czymś dla nas ważnym nie zdążyć. Opisuje dokładnie dramatyczne wydarzenie, jakim był wypadek córki, podając to jako przykład sytuacji, do której może doprowadzić błędne przeświadczenie, że „jeżeli nie damy z siebie wszystkiego, jeśli nie będziemy wykorzystywać każdej nadarzającej się okazji, to nigdy nie osiągniemy swoich celów i stracimy w oczach przyjaciół.” Ale ogólny wydźwięk jej historii prowadzi do dosyć prostego stwierdzenia: Mika jest cyborgiem. I dobrze jej z tym. Bo rzadko się zdarza, by kobieta w zaawansowanej ciąży pracowała na nocną zmianę, biegała dziennie po 8 km i wchodziła na wizję siedząc na pędzącym skuterze wodnym. Niektóre fragmenty przyprawiają o ciarki na plecach i lepiej pozostawić je bez komentarza:
„Musiałam przerywać regularne programy i prowadzić przez całą noc wydania specjalne. Doszedł więc dodatkowy stres: byłam w wysokiej ciąży, a w czasie największej oglądalności patrzyło na mnie całe kierownictwo. Podczas jednego z takich wydań poczułam coś, co według mnie było bólami porodowymi. Zadzwoniłam więc do lekarza i powiedziałam mu, że naprawdę nie mogę się oderwać od zajęć i przyjechać do szpitala. Bóle powtarzały się mniej więcej co godzinę, więc lekarz nie podniósł alarmu. Zalecił mi kilka łyków wina, które chyba pomogły. Zaczęłam zatem nosić ze sobą wino, na wypadek gdyby znów pojawiła się jakaś wiadomość z ostatniej chwili.” Teoretycznie Mika dzisiaj dystansuje się do swoich zachowań z przeszłości, ale nadal podąża za swoimi ambicjami, jest gospodynią popularnego w USA programu, wychowuje dwie dorastające córki i angażuje się w tysiąc innych spraw, na które zwyczajna kobieta nie miałaby już sił.
Jeżeli jednak weźmiemy poprawkę na to, że przykład Miki to skrajność i w żadnym wypadku nie powinniśmy czuć wobec niej jakichkolwiek kompleksów, odsłania się przed nami bardzo ważny przekaz: nie musimy się wstydzić, że pragniemy iść za własnymi marzeniami. Może na pierwszy rzut oka brzmi to banalnie, ale tak właśnie przez całe życie postępuje Mika i dzięki temu, poza kilkoma małymi kryzysami, od wielu lat czuje się spełniona i szczęśliwa. Jej książka to świetny podręcznik uczący pokonywania strachu przed światem i przed samą sobą. Przykład Miki przekonuje, że największym hamulcem dla kobiety okazuje się chęć dogodzenia wszystkim naokoło i przy tym zapominanie o sobie samej. Brzezinski odważnie przyznaje, że nigdy nie widziała nic złego w tym, że większość dnia z jej córkami spędzały opiekunki. Ba, zdarzały się takie momenty, jak np. zamachy z 11.09., kiedy poświęcała się całkowicie pracy i znikała z domu na kilka tygodni. Szczerze oświadcza, że gdy przez krótki okres starała się być mamą na pełen etat,
kompletnie jej to nie wychodziło, bo czuła się nieszczęśliwa, a i jej dzieci namawiały ją do powrotu do pracy. Nie ustrzegła się błędów wychowawczych, ale jest zadowolona z proporcji, na jakie w swoim życiu postawiła. Po tej lekturze zapewne wiele kobiet zastanowi się nad własnymi wyborami, a być może wreszcie ośmieli się spróbować zrealizować odłożone na półkę ambitne cele, zazwyczaj tak tępione przez społeczeństwo. Bo przykład Miki i jej rodziny doskonale pokazuje, że wcale nie trzeba stawiać znaku równości pomiędzy szczęściem dziecka a bezwzględnym poświęceniem mamy. Jest dokładnie odwrotnie – spełniona matka to najlepszy bodziec dla jej córki do podążania za własnymi marzeniami.