Pozorny raj
Chiny jednak mocno rozczarowały chłopaka. To wcale nie kraina mlekiem i miodem płynąca, a jej mieszkańcy, podobnie jak Koreańczycy z Północy, bardzo często są głodni i zastraszeni. Dopiero dzięki pomocy działaczy chrześcijańskich Joseph trafił do domu starszej kobiety, która stała się dla niego babcią. To ona pokazała mu życie takie, jakie mogą prowadzić nastolatki na całym świecie. To ona nauczyła go bycia bezinteresownym i pełnym nadziei. Opowiadała mu również o Bogu (o dziwo, nie okazał się nim być nim Kim Ir Sen czy Kim Dzong Il, a przecież obaj widzieli i wiedzieli wszystko). "Człowieczeństwa nie odzyskuje się od razu, w jednej chwili. To raczej jak wdrapywanie się na górę z głębokiego dołu: wszystko dzieje się pomału i łatwo osunąć się znowu w dół" - dowodzi chłopak.
Po kilkunastu miesiącach, dzięki zaangażowaniu sporej liczby osób, został wywieziony do Ameryki. Śnić amerykański sen? Niekoniecznie. Nie dość, że początkowo miał kłopoty z porozumiewaniem się i tęsknotą za rodziną, to wszędzie czuł się obcy i sporo czasu zajmowało mu dostosowanie się do nowej sytuacji i poznanie nowej kultury.