"Wydawnicza prostytutka"?
A propos wydawnictw, nie należy Pan do tych autorów, którzy są wierni tylko jednej oficynie. Współpracuje Pan z kilkoma wydawcami. Nie chciałby się Pan ograniczyć do jednego? Z czego to wynika? Ze względów finansowych?
Względy finansowe akurat są najmniej istotne. Ja żyję z pisania, ale programów komputerowych. I nie muszę pisać książek, żeby zapłacić czynsz czy kupić sobie bagietkę i wino. Nic wielkiego w moim życiu, by się nie stało, gdybym przestał pisać i nie miał żadnych dochodów z książek, dlatego że godziwie zarabiam za swoją bardzo ciężką pracę i za udostępnianie mojego mózgu, który przez 10 godzin na dobę ofiarowuję swojej korporacji. Pan to ładnie nazwał, że współpracuję z różnymi wydawnictwami. Niektórzy ludzie na tym rynku nazwali mnie dosłownie "wydawniczą prostytutką". [...]
Bolą Pana takie opinie, że jest Pan "wydawniczą prostytutką"?
Nie, dlaczego mają mnie boleć? Po pierwsze to tylko mięsisty i dosadny skrót myślowy, a po drugie zabawny, ale nieistotny dla odbiorców mojej prozy. Czytelnik raczej nie zwraca na to uwagi, więc mnie to nie boli. Czytelnika interesuje autor, tytuł, okładka i czy książka jest dobrze wydana. A ja mam szczęście do wydawnictw, które wydają je dobrze.