Po * Gniewnym pomruku burzy* wieńczącym cykl poświęcony wojnie polsko-krzyżackiej Dariusza Domagalskiego z zaskoczeniem przyjęłam fakt, że do księgarń trafił tom czwarty. Po co? Przecież już po bitwie? Co jeszcze można napisać? Otóż można.
Tom trzeci (moim zdaniem do tej pory najlepszy, mimo iż spodziewałam się raczej nudnawej powtórki z historii) zaskakiwał przyjemnie brakiem koncentracji na postaciach, które dotąd grały pierwsze skrzypce w opisywanej przez Domagalskiego opowieści. I niechaj cisza wznieci wojnę to historie kilku ludzi, których losy zostały związane w jakiś sposób albo z samą bitwą pod Grunwaldem, albo z tymi bohaterami, których przygody zajmowały nas podczas lektury wszystkich trzech tomów. To najbardziej refleksyjna ze wszystkich części cyklu o wojnie polsko-krzyżackiej, w której widać, że historyczny kostium jest faktycznie wyłącznie pretekstem do snucia rozmyślań na temat ludzkiej natury i kondycji człowieka. Tematy jak z licealnej rozprawki? Tylko pozornie – trudno przecież jednym słowem określić inaczej tak różnorodne historie, jakie prezentuje autor.
W książce pada stwierdzenie, że „wojna to jedyna rzecz, którą my, ludzie, potrafimy robić dobrze”.* Na potwierdzenie tego ponurego wniosku Domagalski prezentuje nam sześć historii.* O tym, że są miejsca, w których wojnę określa się jako piątą porę roku, o brutalności i walce pewnego człowieka, który uzyskawszy wiedzę o swym przeznaczeniu prosi, by mu ta wiedza została odebrana. To historia człowieka, który wykracza przeciw temu, co zostało mu przeznaczone i decyduje się działać tylko w zgodzie z tym, co każe mu serce i umysł. Jest też historia dotycząca nadziei – czym jest, co się dzieje, gdy się ją odbiera dumnym, pełnym odwagi ludziom. O tym, jak przeszłość potrafi ścigać człowieka dokądkolwiek by się nie udał i że niezamknięte sprawy, popełnione błędy zawsze będą dawać o sobie znać, ponieważ pewnych rzeczy nie można odkupić. O tym jak łatwo zagubić się w tym, co jest przeznaczeniem, a co fanatyzmem zrodzonym ze snów, nadziei i pragnień. A także o tym, jak kręte są ścieżki przeznaczenia, jeśli człowiek
próbuje się im przeciwstawiać lub nie ma odwagi, aby podążyć drogą, jaką nakazuje mu serce.
We wszystkich tych opowieściach, które zresztą autor bardzo zgrabnie wiąże ze sobą w ciekawą, spójną całość, przewija się uparcie ten sam temat: przeznaczenie i odwaga.I choć czasem można odnieść wrażenie, że przez chwilę chodzi o coś zupełnie innego – o miłość, honor czy dumę – znów za kolejnym zakrętem snutej historii czai się pytanie o to, czym jest los, fatum, przeznaczenie i jak czynić, by czynić dobrze. Domagalski stawia ważne pytania – wkłada je w usta bohaterów, którzy noszą zbroje i strojne suknie, ale nie zmienia to wcale aktualności tych pytań. Nie jest to książka filozoficzna, ale nie jest to także tylko powieść historyczna i może właśnie dlatego jest to tak dobra lektura. Szczególnie, że sama decyzja o stworzeniu kolejnego tomu, który stanowi o harmonii całości cyklu, sprawia, że tym razem nie mam żalu do autora, że nie skończył wtedy, kiedy powinien, czyli o co najmniej tom wcześniej. Przeciwnie – mogę stwierdzić, że dopiero dzięki tej książce mogę w pełni docenić walory całości.
Oczywistości, o których warto wspomnieć to dobry styl, dzięki któremu książkę można po prostu pochłonąć i umiejętność tworzenia wiarygodnych, ciekawych bohaterów bez konieczności zapełniania niezliczonych stronic. Gorąco polecam.