Matka, która trzyma mocno
Czasu na pracę naukową nie ma zbyt wiele, ale artykuły, które pisze na temat rozwoju dziecka, formułuje jasnym, klarownym językiem. Jeden z wychowanków, Szlojme Nadel wspomina chwilę, gdy spotkał Stefę, która wnosiła do swojego pokoju jeden z mikroskopów, jakie były do dyspozycji Domu: "Popatrzyła na mnie zawstydzona i odtąd mieliśmy tajemnicę" - dodaje. Stefania podsuwa dzieciom plansze botaniczne, opowiada o odkryciach Darwina, podczas wakacji w 1921 roku zabiera je na spacery, na łąkę, do lasu. Podobno, gdy nie chce, by dzieci ją zrozumiały, mówi do siebie pod nosem po francusku. Nie kojarzy się ze słowem "przyjemność", rzadko się uśmiecha. Wiele wymaga od innych, od siebie także. Bywała twarda, "jak matka, ale taka, co trzyma mocno", mówią o niej: oschła, szorstka, niesprawiedliwa. Lista zarzutów i tak sprowadza się do jednego: "nie była taka jak Korczak. Ale obok nich, a czasem równolegle, pojawiają się i inne: zamiast niesprawiedliwa - szczera, nie surowa - wymagająca, nie: zbyt poważna, tylko
pragmatyczna i życiowa. Pamiętają (jeden, trzeci, piąta) jej twarz nad łóżkiem, kiedy byli chorzy. Rękę na czole, kiedy gorączka. Pocieszanie po pędzlowaniu gardła jodyną".
Nadel dodaje: "w Domu naprawiałem. Stefa czasem zostawiała mnie samego z zepsutymi sprzętami, nie mówiła, jak co naprawić, po prostu przynosiła niesprawną rzecz. Na przykład pęknięty termometr, z którego trzeba było usunąć rtęć. Mówiła tylko: 'Polegam na tobie’. Ty wiesz, co to znaczyło, że ona polegała na mnie? Przecież ze mnie było takie liche nic".