Wojenny rytm życia
Przed wybuchem II wojny światowej Stefa przebywała w kibucu w En Charod, u Fejgi Lifszyc. Kibucowe życie miało być dla niej bardziej łaskawe, tymczasem jej metody wychowawcze, które znała z praktyki z Korczakiem tutaj nie znajdują uznania. Jest ciasno, choć niby więcej miejsca, niż w Domu przy Krochmalnej. I samotność, która jest samotnością wśród całej grupy, "nie ma większej samotności niż ta kibucowa. Od rana do wieczora wtapiasz się w masę, po zmroku zamykasz, żeby od niej uciec. Ale uciec się nie da, bo kibuc widzi, patrzy, wie". W końcu Stefa wyjeżdża, jest maj 1939 roku. Fejga zarzuca jej: obiecałaś zostać. Ale tam, w Polsce, są "jej dzieci". Kiedy wrześniowego poranka dzieci z Krochmalnej patrzą w niebo i widzą nadlatujące samoloty, wiwatują, bo myślą, że witają polskie lotnictwo... Bombardowanie nie omija Domu, ale też nie uszkadza go poważnie. W suterenach organizuje się schrony, są punkty opatrunkowe.
Wilczyńska stara się, by życie toczyło się stałym rytmem, ale nie jest to łatwe: uderza w gong zwołujący na śniadanie, ale ceny żywności stale rosną. Dzieci nie chodzą do szkoły, trzeba im jakoś zająć czas. W nagrodę za dzielne sprawowanie podczas oblężenia miasta Korczak daje im zielony sztandar, jak w marzeniach Króla Maciusia. Pojawia się coraz więcej zakazów dotyczących Żydów. Od 1 grudnia 1939 roku muszą nosić w widocznym miejscu Gwiazdę Dawida. Wilczyńska szyje opaskę na rękaw swojego płaszcza, Korczak odmawia założenia opaski.