"Siedziałam w barze i traciłam czas w sposób najbardziej bezsensowny na świecie: szukałam sensu życia. Nie, nie naszego pobytu na tej planecie, aż tak bardzo się nie zapędzałam, chodziło jedynie o moje własne życie. Niestety, albo źle szukałam, albo był zbyt głęboko ukryty, w każdym razie nie mogłam go znaleźć, co, nie wiedzieć czemu, strasznie mnie martwiło, choć tak właściwie powinnam już dawno przywyknąć." To ci dopiero początek powieści. Kwintesencja stylu Tatiany Polakowej: ironia, humor i niewyobrażalnie skomplikowany zachwyt nad życiem. Zachwyt pomimo lub mimo wszystko.
Proza Polakowej jest swojego rodzaju fenomenem. Bardzo wąski opisywany świat, ciągle prawie te same postacie, ograniczone miejsce akcji i niezbyt zróżnicowana tematyka. A mimo to nie nudzi, nie zniechęca, nie zraża. Może to kwestia swoistego dystansu wobec opowiadanych historii? Może kwestia żywego i barwnego języka? Może jednego i drugiego, i jeszcze kilku innych aspektów jej twórczości. Wielu osobom trudno szukać sensu życia na trzeźwo, ale inne poszukiwania nie mają przecież większego sensu. Nawet kiedy coś znajdziemy może się okazać, że niewiele z tego zdarzenia pamiętamy i cała robota idzie na marne. Olga Siergiejewna Riazancewa kolejny raz wciąga nas w krąg swoich spraw, a może raczej w krąg spraw, które stają się jej wbrew własnej woli. Są to bowiem w równym stopniu sprawy jej jak i wpływowego Dziadka i jego otoczenia. Sprawy, zabrzmi to górnolotnie, życia i śmierci, to znaczy kończące się tzw. przechlapanym życiem lub nagłą, tragiczną śmiercią. Tej drugiej jest zresztą w prozie Polakowej sporo,
choć jest ona w jakiś sposób nierzeczywista, bardziej literacka niż boleśnie realistyczna.
Olga wymyśliła ostatnio coś ciekawego: romans z Timurem Tagajewem, szanowanym biznesmenem lub jak kto woli wpływowym gangsterem. Wspólne zamieszkiwanie, spacery z Saszką, ulubionym, bo jedynym, psem. Teraz już nie tyle jej, ale ich psem. Swoisty nierzeczywisty odlot. Dziadek, jak łatwo się domyślić, nie jest tym zachwycony, ale jako człowiek doświadczony, nawet, gdy czegoś nie lubi i nie popiera, zgadza się, gdy mu to przynosi jakąś osobistą korzyść. Cokolwiek zatem nowego dzieje się wokół Olgi ma ona podstawy by odruchowo podejrzewać o to, jak zwykle zresztą, Dziadka. A dziać się zaczyna całkiem sporo. Ławrionow, szef ochrony Dziadka, zupełnie niezwyczajnie jak na niego, prosi Małą o radę. Ciężko pobity facet dogorywający w szpitalu bredzi coś o kilerze. Ławrionow czuje w związku z tym wielki niepokój. Niepokój rosnący, jak inflacja, szczególnie wtedy, gdy półżywy mężczyzna zostaje w szpitalu zastrzelony mimo zapewnionej mu milicyjnej ochrony. Sprawa nabiera dodatkowych smaczków, gdy nie można prosto
wyjaśnić tej śmierci, a całą sprawę ktoś na górze usiłuje zatuszować. Olga jednak połknęła już haczyk i zaczyna, jak to ona ma w zwyczaju, intensywnie węszyć. Czym więcej wie, tym bardziej nie jest pewna, co z tego wszystkiego wynika. Sprawa okazuje się ciekawsza niż wyglądała na pierwszy rzut oka, a solidna intuicja, nawet kobieca, tym razem skutecznie zawodzi.
Ten tom koncentruje się dość mocno na osobistych sprawach Małej. Na jej nieudanych związkach, przyczynach nieustannych sercowych rozterek. Na tle gangsterskich porachunków, rozgrywek między możnymi tego świata obserwujemy narastające problemy nieszczęśliwej kobiety. Kobiety, która nie potrafi, nie może, nie chce znaleźć sobie spokojnego miejsca w życiu. Mamy tu klimat rozkwitającego dzikim kapitalizmem rosyjskiego państwa. Bajeczne fortuny z jednej i upadek z drugiej. Eleganckie, zapierające dech wille współczesnych możnowładców i sypiące się, zraszające głowy deszczem, szpitale publiczne. Korupcja, cwaniarstwo, prywata, powszechny tumiwisizm - tego tu mamy pod dostatkiem, oblanego na dodatek gęstym sosem ironii i sarkazmu.
Z drugiej strony jest tu spora dawka swoistego radziecko-rosyjskiego egzystencjalizmu - suto zakrapianego, promilowego kierunku filozoficznego. W alkoholowych oparach snują się myśli i słowa pełne goryczy i niestrawnej słodyczy. Wyłania się z nich obolała rosyjska dusza, co to krwią broczy, szyderczym śmiechem, bólem istnienia, przeszłością, przyszłością, szczerością. Ludzie tu dążą, mniej lub bardziej świadomie, do własnej klęski, którą zresztą sobie nieustannie sami przepowiadają. Lecz choć tak bardzo nie lubią swojego życia, to przecież nie chcą go nagle i bezpowrotnie stracić. Nawet w sytuacjach beznadziejnych walczą o nie jak potrafią. "Z punktu widzenia przeciętnego obywatela mam wszystko, z mojego punktu widzenia - również. Absolutnie wszystko, czego tylko może zapragnąć człowiek. A ja, jak na złość, niczego nie pragnęłam albo nie miałam pojęcia, czego chcę tak naprawdę."
W opisywanym świecie szczerość nie popłaca, otwarcie się nie popłaca, bo natychmiast zostaje się zranionym. Tak zresztą było w przypadku Olgi. Słowa nie mają wielkiego znaczenia, liczą się tylko gry o władzę i wpływy. To świat w którym trwają krwawe igrce w kłębowisku żmij. W tym świecie, aby trwać trzeba walczyć. Nie ma wyboru albo walczysz i zwyciężasz, albo odchodzisz. Wyraźnie zarysowane postaci, język żywy i dosadny, który jest elementem nie tyle komunikacji co swoistej gry, zagmatwana akcja - to wszystko skutecznie przyciąga i wciąga. Polakowa przy tym nie popełnia typowego błędu wielu pisarzy, nie popada w prostą rutynę. Ma pomysły i konsekwentnie je realizuje. Pisze z powieści na powieść coraz lepiej, ciekawiej rozbudowując różne wątki przedstawianego przez nią świata. Z zainteresowaniem czekam na kolejną powieść tej pisarki.