Działają w ukryciu przed innymi, ale również przed sobą nawzajem?
Absolutnie tak. Konkurencja jest zabójcza. Na morzu są łagodniejsze formy rywalizacji. Zdarzają się jakieś strzelaniny, ktoś podpłynie i ostrzela łódź lub ktoś podstawi „kreta”, czyli podwójnego agenta, który przez 2 lata współpracuje z jedną załogą, a potem się okazuje, że tak naprawdę przez cały ten czas działał na dwa fronty i wynosi skarb na lewo albo daje znak innym i przypływa łódź, która wszystko wydobywa z wody.
Natomiast na pustyni panuje „wolna amerykanka”. Oni się tam po prostu zabijają i kradną sobie nawzajem. Jeżeli nie udaje się kogoś pozbyć nielegalnie, to daje się cynk policji czy FBI i ten ktoś zostaje zgarnięty. Nie ma tam żadnej lojalności, przyjaźni, poczucia wspólnego celu. Jeździsz z przyjaciółką 10 lat i szukasz skarbu, a kiedy go znajdujecie, ona strzela ci w plecy albo łapie cię na muszkę i każe ci zniknąć. To jest standard.
Czy rzeczywiście pojawia się w człowieku, może bardzo nieprzewidywalnie, takie uczucie, że tak naprawdę nie ma ochoty podzielić się skarbem z nikim?
To jest myśl, która towarzyszy ci od samego początku. Jeśli szukasz skarbów na pustyni, to masz przeciwko sobie: konkurencję, FBI, służby federalne i służby stanowe, do tego paserów, którzy mogą cię wykiwać, ale są ci potrzebni, żeby upłynnić ten skarb, właścicieli terenów, na których pracujesz po cichu i tak, żeby oni nie widzieli i w końcu wszystkich ludzi, z którymi współpracujesz, dla których może być wygodne usunięcie cię z drogi.
Na nich wszystkich musisz jednocześnie uważać. Na swoją żonę, na swojego męża, syna, który pomógł ci przewieźć ciężarówką kilofy w odpowiednie miejsce. Nigdy nie wiesz, kto i kiedy cię sprzeda.