Napisałeś w książce, że poszukiwanie skarbów to najgorszy nałóg świata.
Moim zdaniem tak. Mało popularny, ale nie da się z niego wyrwać. Gość z okładki – Bill…
Typowy pirat.
Ludzie, którzy pracują na morzu są dokładnie tacy, jak on. Twardzi awanturnicy. Bill mieszka na łodzi 20 lat i już nie ma do czego wracać. Chyba miał jakiś dom lub mieszkanie, ale przestał płacić raty i pewnie bank mu je zabrał. Nie utrzymuje już kontaktów ze swoją żoną, z dziećmi. Nie umie robić nic innego. Od świtu do nocy szuka skarbów.
A propos żony i dzieci. Czy poszukiwacze skarbów mają rodziny?
Przeważnie je tracą. W większości przypadków mają jakieś rodziny, dopóki się nie zajmą szukaniem skarbów. Wyobraź sobie, że jesteś żoną jakiegoś gościa i razem kolekcjonujecie jakiś mająteczek, macie plan na życie, raz ty odbierasz dzieci z przedszkola, raz on i któregoś dnia on mówi, że wyjeżdża na rok, bo będzie teraz przeczesywał Arizonę w poszukiwaniu jakichś worków ze złotem, że bierze całą kasę, jaką macie i jeszcze zastawia chatę, bo potrzebuję więcej.
Nawet cię nie pyta o zdanie. Ten związek musi się rozpaść. Poszukiwacze skarbów tracą rodziny, domy, kontakt z dziećmi, które zaczynają ich nienawidzić za to, co zrobili, tracą wszystkie swoje pieniądze, całe fortuny, potrafią stracić w ciągu roku 5 milionów dolarów, które zebrali przez całe życie. Potem nie mają do czego wracać i poszukiwanie skarbów staje się jedyną rzeczą, którą mogą robić. Może trzech ma albo miało żony do końca życia, ale te żony jakoś brały w tym udział.