Dlaczego?
Gdy znajdujesz skarb, teoretycznie jesteś pierwszą osobą, która go widzi. Możesz go zgarnąć i uciec, a później sprzedać na e-bayu, ale to będzie nieprawdopodobnie mały procent tego, ile ten skarb jest wart oficjalnie. Mogłabyś go opchnąć dużo drożej, gdyby został zalegalizowany, kiedy zapłacisz podatki, uzyskasz certyfikaty rządowe, że jest to legalne i autentyczne...
Możesz tym później obracać na wolnym rynku, aukcjach, itd. Żeby to zrobić, musisz przejść proces sądowy, który przyzna ci prawa własności do tego skarbu. W tym procesie od razu pojawi się roszczenie ze strony Hiszpanii, ze strony krajów, na wodach którego znalazłaś ten skarb, pojawią się spadkobiercy różnych kupców, którzy płynęli na tym okręcie, kapitana, który tam płynął...
I każdy z nich chce kawałek tego tortu, bo uważa, ze to jego własność. Hiszpania ostatnio zaczęła wygrywać wszystkie sprawy. Wydasz 30 milionów dolarów, poświęcisz 10 lat na szukanie skarbu, wydobędziesz go, po czym sąd powie, że nie należy się tobie, ale Królestwu Hiszpanii. I zostajesz z niczym. Jestem pewien, że administracja kraju, który by zainwestował w taką działalność nie zostałaby wybrana na następną kadencję po stratach rzędu 200 milionów dolarów na szukanie świecidełek.