Trwa ładowanie...

Ostatni białystoker naucza o Holocauście. "Wyciągnijcie lekcję z naszego cierpienia"

Ma 95 lat i wciąż wielki apetyt na życie. Mimo że Ben Midler jako dziecko przeżył wojenną gehennę i trafił do białystockiego getta. Dziś dba o to, by kolejne pokolenia nie zapomniały, jak zrodził się Holocaust.

Autorka "Ostatniego Białystokera" Marta Sawicka-Danielak i jej bohater Ben MidlerAutorka "Ostatniego Białystokera" Marta Sawicka-Danielak i jej bohater Ben MidlerŹródło: Materiały prasowe
d27dcd7
d27dcd7

Poniżej zamieszczamy fragmenty książki "Ostatni białystoker" Marty Sawickiej-Danielak, która ukaże się 16 sierpnia, w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie białostockim, nakładem wydawnictwa Wielka Litera.

Nie mogłam uwierzyć, że właśnie siedzę naprzeciwko prawdziwego Bencele, a w zasadzie Bena. I że on ma się tak świetnie mimo dziewięćdziesiątki na karku, że rozmawia z naszą klasą online, bo sam mieszka w San Diego i wciąż jeździ po całych Stanach i opowiada młodzieży o Holokauście. Nasze spotkanie nie było obowiązkowe, bo tydzień temu zakończyliśmy rok szkolny, dostając promocję do ósmej klasy. Bałam się, że nikt prócz mnie się na nim nie pojawi. Ale dołączały kolejne osoby – z morzem w tle, w słonecznych okularach i baseballowych czapeczkach. Pojawiła się niemal cała nasza klasa z Fabrycznej.

Ben, jak pamiętasz miasto swojego urodzenia?

Białystok miał bardzo dużą żydowską populację, a życie w nim było naprawdę dobre i szczęśliwe. Do wojny nie doświadczyłem tam żadnych nieprzyjemności. To było miasto przemysłowe, miało dużo fabryk, zwłaszcza włókienniczych i tekstylnych. Dziś tanie ubrania pochodzą z Chin czy Bangladeszu. A w latach 30. to Białystok eksportował tanią konfekcję i przerobione szmaty do Chin, Indii i krajów Dalekiego Wschodu. Jednak pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to nie fabryczny komin, ale las. Białystok był otoczony pięknymi lasami i miał dużo wspaniałych parków. W getcie, w obozach, było bardzo mało przyrody, tęskniliśmy za nią. Potem całe życie szukałem takiego kojącego lasu. Do dziś pamiętam też dokładnie nazwy białostockich ulic i numery budynków, których najczęściej już nie ma. […]

d27dcd7

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Audiobooki, od których się nie oderwiecie. Masa superprodukcji

A jak pamiętasz ten dzień, 27 czerwca, tylko 82 lata temu, w 1941 roku?

To był dzień moich 13 urodzin. I jednocześnie najstraszniejszy dzień dla białostockich Żydów, zwany potem czarnym piątkiem – wtedy Niemcy po raz drugi najechali Białystok. Nie byłem już dzieckiem. Wojna zmienia dzieci w dorosłych. Wiedziałem, że ich pojawienie się nie oznacza zepsucia moich urodzin, ale walkę o życie. Niemcy wkroczyli wcześnie rano i od razu zaczęli polować na Żydów: palić, strzelać, wieszać. Nikt się tego nie spodziewał. Podpalili dzielnicę Szulhojf i podłożyli ogień pod Wielką Synagogę z tysiącem żydowskich mężczyzn i chłopców w środku, spalili ich żywcem. Oczywiście moja wyczekana bar micwa się nie odbyła. Tego dnia miałem po raz pierwszy samodzielnie czytać fragmenty Tory w synagodze i stać się pełnoprawnym członkiem religijnej wspólnoty. Ale naszą synagogę i naszą wspólnotę strawiło morze ognia. Nie poddałem się. Bar micwę zrobiłem, gdy miałem osiemdziesiąt osiem lat, w USA. Znałem hebrajski, wiedziałem, jak czytać Torę.

d27dcd7

A co to znaczy, że choć trwała wojna, to nikt nie spodziewał się Niemców?

Dziś jestem mądrzejszy o książki historyczne, to mogę powiedzieć. W 1939 roku Hitler i Stalin podpisali pakt o nieagresji i podzielili Polskę między siebie. Białystok przejęli Sowieci i ich okupacja przez dwa lata była dla Żydów o wiele łaskawsza niż okupacja niemiecka w innych miastach, na przykład w Warszawie. Ale 22 czerwca 1941 roku Niemcy niespodziewanie zaatakowali Związek Sowiecki. To się nazywało operacja Barbarossa. Wcześniej Rosjanie pozwalali nam jakoś funkcjonować. Dlatego do naszego miasta przyjechało bardzo wielu Żydów uciekających z zachodnich ziemi. Najczęściej nie mieli tu rodzin, więc koczowali wszędzie, wokół dworca, w bożnicach, przyjmowaliśmy ich w prywatnych domach.

To zupełnie tak, jak teraz. Ludzie z Ukrainy uciekają przed atakiem Rosji do Polski. Przyjmujemy ich w domach, bo dużo osób nie ma się gdzie podziać. Do naszej klasy chodzi Yulia. Jej miasto zostało zbombardowane przez Rosjan, z jej bloku została dziura w ziemi, a jej rodzina zginęła podczas ucieczki. Czy może pan coś powiedzieć takim osobom jak Yulia, które straciły swój dom i rodzinę?

Bardzo mi przykro, że przez to przechodzisz. Rozumiem cię, bo przeżyłem to wszystko. Przeżyłem też inne rzeczy, bo nasza wojna miała obozy i krematoria, miała "fabryki śmierci" tak skuteczne, że w jeden dzień zgazowywano i palono na popiół nawet dwadzieścia tysięcy osób. Nie mogliśmy uciec do żadnego innego kraju w Europie, więc nie można tych dwóch wojen porównywać. Ale każda wojna to cierpienie. I każda się kiedyś kończy.

d27dcd7

Nie ma innej drogi prócz tej, by być silnym i patrzeć do przodu. Wszyscy musimy akceptować sytuację, bez względu na to, jaka jest, i spróbować znaleźć tymczasowe jej rozwiązanie. Bo większość problemów da się rozwiązać, to tylko kwestia naszego podejścia. Jedynie wojna to faktycznie problem, który od nas nie zależy. To sprawa knowań polityków, na które nie mamy wpływu. A z tym, na co nie mamy wpływu, nie możemy przecież walczyć. W takiej sytuacji należy oprzeć się na czymś większym niż my sami: na wierzę w Boga, jeśli wierzycie, na jakiejś sile wyższej, czy na miłości i nadziei na przyszłość. To pozwoli wam przetrwać trudny czas. Świat jest pełen katastrof i zagrożeń od zawsze. Ale nie można bez przerwy o tym myśleć, bo można oszaleć. Trzeba żyć życiem tu i teraz. Ja nawet w obozie śmierci starałem się skupić na tym, co aktualnie robię, zająć głowę działaniem.

Urodzony w Białymstoku Ben Midler materiały partnera
Urodzony w Białymstoku Ben MidlerŹródło: materiały partnera

Kiedyś dzieci były bardziej beztroskie i chronione, bo przedwojenni rodzice nie wtajemniczali dzieci w sprawy dorosłych. Bo przecież jeśli o czymś nie wiesz, to cię to nie dotyka. Nie mogliśmy sobie wtedy nawet wyobrazić rozmiaru tragedii, jaka nas czeka. Bo co by to dało, gdybyśmy wiedzieli? Może wszyscy z miejsca by się wtedy zabili. Odebrałoby nam to nadzieję i siłę. Owszem, trzeba wiedzieć, ale nie można być bombardowanym tragicznymi newsami z całego świata. Bo to tak, jakbyście sami ciągle byli w stanie wojny.

d27dcd7

Nie miałeś w czasie wojny myśli samobójczych, depresji?

Nie. Jako kilkunastolatek przeżyłem najokropniejsze rzeczy, takie, jakie młodzież ogląda dziś z własnej woli w horrorach: trupy na ulicach, noworodki wyrzucane przez okno na bruk, tortury, głód, upokorzenie, strzelenie do ludzi dla zabawy. Ale wiedziałem, że nie mogę się załamać, bo to niczego nie zmieni. A dzisiejsze dzieci, które z pozoru mają wszystko i nie przeżywają tego, co ja w obozie, coraz częściej popełniają samobójstwa. Dlaczego dzieci odbierają sobie życie, kiedy my walczyliśmy o nie za wszelką cenę?

Dorośli mówią nam, że mamy za dużo. Albo za dobrze. Też tak myślisz?

Nie, nie macie za dużo. Za dużo macie tylko Internetu. Macie za mało. Nie macie rodziców i wspólnego czasu z nimi, bo oni muszą ciągle pracować i są zajęci. Dlatego zostają Wam telefony. To kwestia samotności i zagubienia. My mieliśmy silne więzi z bliskimi i przyjaciółmi. Przyjaciele byli na podwórku, a nie w telefonie. Kontakt bezpośredni jest o wiele przyjemniejszy. Ludzie sądzą też, że zamiast wychowywać mogą pozwolić młodym na wszystko, czego sobie życzą. A nieograniczona wolność wcale nie uszczęśliwia. Dzieci muszą mieć jakieś kierunkowskazy. My mieliśmy wpajane zasady, wartości i dyscyplinę, która wyznaczała granice naszych zachowania. Mieliśmy szacunek do życia i naszych rodzin. Byliśmy silni naszą wspólnotą. […]

d27dcd7

A potem, jak udało Ci się uniknąć śmierci?

Gdy jeszcze byłem w białostockim getcie, wiedziałem, że wywieziono 1200 dzieci. Wy dziś się uczycie w budynku, do którego je wtedy zebrano. Równie straszne historie działy się w szpitalu obok, na Fabrycznej. Ponieważ już wtedy wiedzieliśmy, że dzieci i chorzy wysyłani są na śmierć, od początku udawałem dorosłego. Dlatego w getcie, gdy miałem 13 lat jako jedyny z rodziny chodziłem do pracy.

Dzięki temu dostawałem dodatkową rację jedzenia. Podczas selekcji w Auschwitz ustawiono drewniane rusztowanie, które miało mierzyć wysokość. Mali szli prosto do gazu, dlatego wspiąłem się wysoko jak tylko mogłem na palce i dotknąłem głową belki. Znowu ocalałem. W obozach też zgłaszałem się dobrowolnie do pracy i nic nie było dla mnie za ciężkie. Pracowałem przy osuszaniu bagien Birkenau. Kopaliśmy ziemię na głębokość znacznie większą niż wynosił mój wzrost. Nigdy też nie trzymałem się w obozie z dziećmi czy nastolatkami, zawsze z dorosłymi. W moim baraku numer 10 w Birkenau byli sami dorośli.

"Ostatni białystoker" Marty Sawickiej-Danielak w księgarniach od 16 sierpnia Materiały prasowe
"Ostatni białystoker" Marty Sawickiej-Danielak w księgarniach od 16 sierpniaŹródło: Materiały prasowe

Myślisz, że przeżyłeś dzięki swojemu wysiłkowi, sprytowi? Czy było w tym trochę cudu?

Było. Mówię o sobie nie tylko "ocalały", ale "cudownie ocalały". Gdy przyszło wyzwolenie, przebywaliśmy niedużym niemieckim miasteczku, wysłano nas do czyszczenia ulic Berlina. Moi współtowarzysze pobiegli do opustoszałych domów w poszukiwaniu jedzenia. Po wieloletnim głodzie wkładali do ust, co tylko znaleźli. Ja nie zdążyłem, bo dostałem gorączki i okropnej wysypki na całym ciele. To była odra. Na tydzień zabrano mnie do szpitala, tam karmiono mnie racjonalnie. Tamci ludzie dostali biegunki i dyzenterii. W większości umarli. Ich osłabione organizmy nie były gotowe na taką ilość jedzenia, często nieświeżego. Kolejny raz cudem ocalałem. […]

d27dcd7

A czy Polacy jakoś pomogli ci w czasie wojny?

Nikt z naszej rodziny nie ukrywał się po aryjskiej stronie ani nie został uratowany przez Polaków jak Fela z prezentacji Lei. Ale spotkałem się z życzliwością i bezinteresowną pomocą polskich rodzin na wsi. Wuj Szmul mieszkał w budynku przy Polnej, za którym od razu był płot getta. Schodziliśmy z moim kuzynem Judą do piwniczki, która w tamtych czasach służyła za lodówkę, i przez okienko wyślizgiwaliśmy się pod ogrodzeniem getta. Stamtąd szliśmy piechotą na Dojlidy, do gospodarzy, z którymi współpracował przed wojną mój ojciec. Oni bez pytania dawali nam jedzenie: chleb, ziemniaki, ser, mięso. Kobiety mnie ściskały na pożegnanie i życzyły powodzenia.

Nie masz żalu do Niemców czy Polaków, do kogokolwiek?

Nie. Żal w niczym nie pomaga, może nas jedynie zatruć. Powiem wam taką historię. Mąż jednej z moich ciotek o imieniu Izrael też przeżył Holokaust. Gdy przyjechał po wojnie do Palestyny, nie umiał o tym zapomnieć. Wciąż rozpamiętywał, zamęczał tym siebie, rodzinę i znajomych. I choć ocalał, to jednak "to" go zabiło. Zmarł na wylew w wieku pięćdziesięciu pięciu lat. Jak mogę mieć żal do dzisiejszych Polaków, za to, że ktoś kazał mi się wynosić, gdy wróciłem po wojnie do Białegostoku? Przecież tamtych ludzi już nie ma. Nie mam też żalu do Ukraińców, którzy pomagali nazistom i byli wobec nas bardzo brutalni, a w getcie robili najczarniejszą robotę. Dziś żyją zupełnie inni ludzie, nie mogę ich winić, bo nie mają nic wspólnego z tym, co przeżyłem. Narody też się zmieniają. […]

Czyli zapomniałeś wszystko, co złe?

Nie, nie zapomniałem. Ale nie rozpamiętuję. Żyję tym, co jest teraz i co jeszcze mnie czeka. Nigdy nie przestałem mówić o swoich doświadczeniach, by ta straszna historia, która się wydarzyła, pozostała ostrzeżeniem dla kolejnych pokoleń. Musimy szerzyć pokój i tolerancję dla wszystkich. Trzeba pamiętać, że każdą masową nienawiść poprzedzają pojedyncze gesty i słowa.

W zeszłym roku niedaleko mojego domu ktoś namalował na szkole średniej Bonita Vista wielką swastykę – hitlerowski znak, a obok znak anty-LGBTQ. Tak się właśnie zaczęła Zagłada, od antyżydowskich napisów na sklepach. Nie bądźcie obojętnie na kłamstwo i na złe traktowanie drugiej osoby. Pamiętajcie, że złe rzeczy zaczynają się od drobnych słów, potem czynów. Nie można ludzi nienawidzić i dyskryminować, bo są inni niż my. Wyciągnijcie lekcję z naszego cierpienia, niech ono nie pójdzie na marne. To obowiązek nas wszystkich.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d27dcd7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski
d27dcd7

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj