"Mój ci jest! Mój ci jest!"
Nie ukrywam, że razi mnie ten rozdział, pomimo tego, że na jego końcu dowiadujemy się, że właściwie to Franciszek ma ogromnie ważne rzeczy do przekazania. Razi, bowiem walka z zawłaszczaniem ideologicznym poprzez próbę czynienia czegoś bardzo zbliżonego, nie jest, w mojej opinii, najlepszym rozwiązaniem.
Nadmienić zresztą trzeba, że tytułowe określenie nie jest niczym nowym - przed Terlikowskim o Operacji "Franciszek" pisał już na portalu braci Karnowskich Piotr Zaremba alarmujący, że zarówno środowisko z Czerskiej, jak i TVN czy Tok Fm odbierają polskiemu Kościołowi nowego papieża. Diagnoza redaktora była cokolwiek ryzykowna, pisał bowiem, że skoro "Gazeta Wyborcza" wojuje pod sztandarem Franciszka, to po prawicowej stronie będzie się rodzić nieufność wobec papieża. Przyznam, że średnio to świadczy o kondycji intelektualnej owej "prawicowej strony".
Swój felieton kończy Zaremba następującym apelem: "Nie powinniśmy zostawiać tego papieża Katarzynie Wiśniewskiej, Monice Olejnik i Tomaszowi Lisowi (...) Spróbujmy choć trochę odzyskać tego papieża". Wydaje się, że zarówno on, jak i Tomasz Terlikowski zachowują się trochę jak Danuśka Jurandówna, wołająca na krakowskim rynku, z całej siły, rozpłakanym, dziecinnym głosem: "Mój ci jest! Mój ci jest!". Mój ci jest i niczyj inny nie będzie, a już zwłaszcza tych lewaków z Wyborczej, wszakże papież jest "nasz", a nie "ich", więc niech go "nam" zostawią. [...]