Terlikowski wie, czym powinien się zajmować Franciszek
Oczywiście nie jest to poziom Wojciecha Cejrowskiego, który utyskując na niechlujne szaty i "buciory okropne", stwierdził - co prawda powołując się na Terlikowskiego - że Franciszek z teologii jest lichy, po czym dodał, że ma słabe gadane, kazania dość puste i miałkie, ot, "latynowskie kółka". Redaktor o butach nie pisze, narzeka za to na zejście z linii frontu, na jakim walczyli poprzednicy papieża: boju o liturgię, troskę odczytania Soboru Watykańskiego II w duchu Tradycji, spór z relatywizmem współczesności oraz, a może przede wszystkim, "zmagania o cywilizację życia".
Wydaje się, że ma za złe Franciszkowi, że ten nie potępił ostro i jednoznacznie prób zmiany definicji małżeństwa tak, by obejmowało również związki jednopłciowe. Narzeka, że w tej materii jest brak napomnień, ostrzeżeń i jasnego wsparcia dla wojowników walki z homoideologią [...]. Terlikowski wytyka również Franciszkowi to, że potępia dziki kapitalizm (a przecież w Europie nie ma tego problemu) zamiast zająć się analizą ideologii gender. Kiedy Ojciec Święty wspomina o marksizmie, też jest źle, bo przecież lewica odeszła od paradygmatu walki klas i zajmuje się li tylko obroną gejów, toteż homoseksualistami trzeba się zajmować miast o ideologicznych, czerwonych złogach rozprawiać...
A wszystko przez to, że Franciszek jest Latynosem i zaangażowany był ongi w populistyczny, lewicowy ruch peronistyczny, więc wojny kultur nie dostrzega i nie chce walczyć na tych frontach, które mu Terlikowski wskazuje. Jakby tego było mało, papież jest dla autora anachroniczny w swym myśleniu, przykładając do współczesnego świata kategorie z lat 60. i 70. ubiegłego wieku i notorycznie zerkając ku problemom, z którymi zmagali się Jan XXIII i Paweł VI. Co gorsza, zamiast relatywizmu potępia fundamentalizm; jednym słowem, Franciszek zajmuje się nie tym, co powinien, bo Tomasz Terlikowski wie lepiej, czym papież powinien się zajmować.