Dystans Wodeckiego do siebie i świata
Wacław Krupiński: (śmiech) Może jeszcze jakiejś kobiecie obrobimy, że tak powiem, piękne części ciała? A książka nie mogła być pomnikiem z banalnego powodu. Jestem dziennikarzem, a nie rzeźbiarzem, więc nie mogłem Zbyszkowi wyrzeźbić pomnika. Poza tym byłoby to nieprawdziwe.
O Zbyszku Wodeckim można powiedzieć wszystko. Że jest wybitnie utalentowany, co wszyscy wiedzą, błyskotliwy i inteligentny, co przyzna każdy czytelnik książki, ale nie wszyscy wiedzą, że jest człowiekiem do siebie i do świata absolutnie zdystansowanym, człowiekiem, który potrafi o sobie opowiadać wyłącznie w tonacji autoironicznej.
Grzegorz Wysocki: Dobrym przykładem mogą chyba być końcowe prace nad książką?
Wacław Krupiński: Jak najbardziej. Gdy potem już siedzieliśmy nad spisanym materiałem i czytaliśmy jeden po drugim te trzynaście rozdziałów, wystarczyło, że znalazły się dwa zdania zbyt serio, już Zbyszek dopisywał błyskotliwą pointę, by ton „serio” przełamać, by w najmniejszym stopniu nie wyszedł na kogoś bufonowatego, zakochanego w sobie.