"Michael Jackson grający na skrzypcach?!"
Grzegorz Wysocki: Czyli krakowskie Planty powinny zostać nazwane imieniem Zbigniewa Wodeckiego?
Wacław Krupiński: Tak, myślę, że to jest kwestia kilku najbliższych lat.
Zbigniew Wodecki: (śmiech) Przynajmniej ten odcinek, gdzie zakopywałem. A jeszcze co do tego bicia. Sam również jestem cholerykiem. Rozumiem swojego ojca, a moje dzieci rozumieją mnie, gdy ćwiczą ze swoimi dziećmi na fortepianie. Jak się okazuje, naprawdę trzeba mieć zdolności pedagogiczne.
Do niedawna byłem przekonany, że jeśli ktoś nie gra, to co on mnie to będzie uczył, jak on sam nie potrafi?! Tak wcale nie jest. Bardzo dużo fantastycznych rzeczy można przekazać ludziom, mając wiadomości teoretyczne. Oczywiście, samemu trzeba gdzieś tam grać, ale niekoniecznie trzeba być mistrzem świata.
To, że ojciec nie wytrzymywał, ja mu to darowałem, bo byłem takim tumanem… (pauza) Nie wiem, czy Michael Jackson był bity. Czemu miałby być właściwie bity? On przecież tylko śpiewał.* Pan sobie wyobrazi, co by było, gdyby Michael Jackson musiał się nauczyć jakiegoś koncertu na skrzypcach? Przecież on by nie żył po pół roku, gdyby miał ojca choleryka.*