Od matołka do Maliniaka
Ewa Jankowska, WP.PL: Pozwoli Pan, że zacytuję Aleksandra Zelwerowicza: "Po raz pierwszy człowiek o tak nieskromnej posturze dostał się do tej szkoły". Jak to się wobec tego stało?
Roman Kłosowski: Tak się stało, że w tym niesfornym życiu młodzieńca, który sprawiał wiele kłopotów i rodzicom, i nauczycielom, wreszcie odnalazłem swoją pasję. Uczęszczałem do teatru szkolnego, który wtedy prowadziła znakomita, utalentowana dziennikarka Karolina Beylin. Znalazła się przypadkiem w Białej Podlaskiej, przyjechała tam zaraz po okupacji i uczyła angielskiego. Swego czasu robiła taką sztukę "Wtorek 16 grudnia" i szukała kogoś do roli niesfornego, matołkowatego, niezdolnego ucznia. Wskazano mnie. To był mój pierwszy sukces teatralny i pierwsze przezwisko, które na jakiś czas do mnie przylgnęło - matołek.
Później był Maliniak, złota rączka. Bardzo mi zasmakował ten teatr, a przy tym, jak Pani mówi o mojej niepozornej sylwetce, to moim zdaniem ta sylwetka mnie w jakiś sposób wyróżnia.