Zostawili go na haku
Ukraińcy z pochodniami przybyli do kolonii Marusi o świcie. Przerażeni Błońscy żegnali się z życiem, kiedy z piętra jednego z domów dobiegły strzały z karabinu. Okazało się, że jeden z mieszkańców zdołał ukryć półautomat przed Niemcami i teraz mógł odstraszyć Ukraińców. Zdezorientowani napastnicy wycofali się, ale Błońscy wiedzieli, że to nie koniec ich problemów.
Rodzina małej Halinki z bólem serca opuściła domostwo i ruszyła w drogę. Tak samo uczynili sąsiedzi, przy czym jeden z nich, Antoni Wasiak, postanowił przed ucieczką zajrzeć do najbiedniejszej chaty zamieszkiwanej przez Porowczuka - Ukraińca ożenionego z Polką. Władysław poszedł jego śladem, nie spodziewając się, że w środku ujrzy obraz, który na długo zapadnie mu w pamięć. Wewnątrz chaty znaleźli matkę z dwójką dzieci. Cała trójka miała ślad po kuli na skroni. Porowczuk był tak przeżarty propagandą UPA, że zabił własną rodzinę o polskich korzeniach, pomimo tego, że jego żona nigdy nie dbała o wychowanie dzieci w duchu polskości. Ukrainiec nie wytrzymał jednak ciężaru swojej zbrodni - Wasiak i Błoński znaleźli go powieszonego na sznurze przywiązanym do haka. "Wyglądał jak potępieniec z zastygłym na twarzy potępieniem." Mężczyźni pośpiesznie wykopali grób dla kobiety i jej dzieci (Porowczuka zostawili na haku), po czym ruszyli przez las. 6-letnia "Halinka cały czas płakała, nie mogąc zrozumieć, że muszą
opuścić dom."
Jakub Zagalski/ksiazki.wp.pl
W tekście wykorzystano fragmenty książki "Kolonia Marusia" Sylwii Zientek (wyd. W.A.B., 2016).