Trwa ładowanie...
recenzja
24-11-2010 12:50

Obrazy z Afryki i polskiego piekiełka

Obrazy z Afryki i polskiego piekiełkaŹródło: Inne
d3nih0n
d3nih0n

Tanzania, Zanzibar, mała wioska z marnym szpitalem, malaria, z drugiej strony polska stolica, redakcja modnego pisma, designerskie wnętrza, szyk, glamour i cała otoczka rodem z kolorowego serialu o młodych i dynamicznych. Czy coś może łączyć te dwa światy? Historia sprzed lat, skrzętnie ukrywana tajemnica, wspomnienie, które tkwi zadrą w małżeństwie dwojga ludzi, którzy są już bardzo daleko od siebie. Historia napisana przez Agnieszkę Żukowską i Sergiusza Pinkwarta łączy w sobie kilka gatunków. Czegóż tam nie ma! Opowieść z Czarnego Lądu, przygoda, wyprawa i kartki z podróży, smaczne kąski dla etnografa, warszawski high life, historia najnowsza wraz z wykładem z marketingu politycznego. Na dokładkę – romans z przygodami i niezwykle poważne rozważania o rozpadzie więzi i rozkładzie pożycia małżeńskiego. Nie jest to mój ulubiony gatunek koktajlu, jakkolwiek się daje wypić.

To historia, która zdarza się bez przerwy. Małżeństwo odkrywa nagle, że to co, kiedyś łączyło teraz się wyczerpało, że miłość się sprała, wyblakła i jest bardziej przyzwyczajeniem niż wzajemną fascynacją. Tu sprawa jest odrobinę bardziej skomplikowana. Na związku kładzie się cieniem historia sprzed lat, skrzętnie ukrywana przed światem, a jednak niezwykle mocno obecna w myślach obojga małżonków. Dla niego – dziś świetnego lekarza to wspomnienie własnej bezsilności, gdy w dalekim Zanzibarze nie mógł uratować własnej żony i matki swojego dziecka. Dla niej – to zadra na ambicji, myśli tortura, która pojawi się gdy mąż przez sen szepcze imię innej kobiety.* I jest jeszcze dorastający syn, który historii nie zna i żyje w przeświadczeniu, że urodził się w Warszawie, a żona jego ojca jest jego matką.* To był warunek, który postawiła Ewa, gdy Tomasz wrócił skruszony do porzuconej wcześniej narzeczonej. Jak długo można tak żyć? Nawet kilkanaście lat w ciężko wypracowanej normalności i względnej stabilizacji. Można
pogrążyć się w pracy (on) lub nawiązać ekscytujący romans z kolegą z sąsiedniej redakcji (ona), ale rzeczywistości trzeba w końcu stawić czoło. Gdzie? W jaki sposób? Najlepiej tam, gdzie wszystko się zaczęło – czyli w dalekiej Afryce. Ojciec z synem wyruszają na daleką wyprawę, która wiele wyjaśni w ich wzajemnych relacjach, a także niesamowicie zmieni życie całej trójki.

W tej powieści aż gęsto od emocji, takich bardzo intensywnych, bo skrywanych głęboko.Stąpamy po tematach trudnych i wymagających refleksji, z drugiej strony – czytelnik razem z bohaterami poznaje miejsca, których raczej nie ma w folderach turystycznych. To walor tej książki. Wyprawa na Kilimandżaro – łączy w sobie przygodę, sprawdzian własnych możliwości, ale także pokazuje jak bardzo trudno mierzyć się z przeszłością, z samym sobą. Ba, pokazuje ze szczegółami, że mordercza wyprawa na najwyższą górę Afryki jest łatwiejsza niż szczera rozmowa z synem.

Pocztówki z Czarnego Lądu autorzy łączą z obrazkami z polskiego podwórka i to wcale nie byle jakiego. Stolica i jej elity jawią się jako środowisko nad wyraz niesympatyczne, skorumpowane, zakłamane. Przyjaźnie, zwykła ludzka uczciwość, szczerość i poszanowanie godności drugiego człowieka przegrywają z kretesem, gdy tylko odrobinę podwyższyć stawkę. Nawet nastolatka udaje miłość i przywiązanie, żeby wydusić z kolegi kilka niewygodnych informacji. Zastanawiam się, na ile to rzeczywiście efekt obserwacji, na ile bardzo subiektywne wnioski, co nie znaczy, że nietrafne. Rozumiem, że autorzy chcieli pokazać trochę polskiego piekiełka. Dziennikarzy tabloidów, którzy nie zasługują na miano dziennikarzy, czy ewentualnie pokazać publiczności czytającej jak ugotować dobry skandal, jak pogrążyć niewinnego człowieka, jak zebrać haki. Wierzę, że ma to jakiś walor dydaktyczno-demaskatorski. Przysłowiowe schody zaczynają się tam, gdy mowa o prawicowej młodzieżówce, demonstracjach – ustawkach, zagraniach brudnych i
chamskich, wyborach, których nie można znowu przegrać, bo prezes będzie niezadowolony. Wszystko to szyte nadzwyczaj grubymi nićmi, z analogiami, które zauważyłby niedowidzący. Zastanawiam się, na ile to było tej historii potrzebne.

d3nih0n
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3nih0n