Humanitaryzm, Sp. z o.o.
A co z pomocą społeczną? - pyta Caparros. Owszem, działa, sprawiając, że ubodzy pozostają ubogimi, uzależnionymi od tych, którzy pomocy udzielają. W 1954 roku uchwalono w USA program Żywność dla Pokoju, zezwalający na sprzedaż żywności po symbolicznych cenach do "krajów rozwijających się". USA kupowały od farmerów żywność i sprzedawały ją ubogim. Przy okazji otwierały się nowe rynki w objętych pomocą krajach, uzależniając je od amerykańskiego towaru. Producenci lokalni nie byli w stanie konkurować ze zbożem zza oceanu, bankrutowali i migrowali do miast. Ten, i podobne mu programy mają się wciąż całkiem nieźle.
Wielkie firmy zbożowe żądają od USA cen o 10-70 proc. wyższych, niż cena rynkowa. Transport pochłania 40 proc. amerykańskich wydatków na pomoc żywnościową. Pieniądze te idą do amerykańskich towarzystw przewozowych. Kiedy żywność dotrze do państw "rozwijających się", trafia do rąk amerykańskich organizacji samorządowych. Prawo stanowi, że mogą one sprzedawać ją na rynkach tych państw, by uzyskać środki na funkcjonowanie. Cały proceder, jak twierdzi Caparros, obniża ceny lokalne, rujnując rolników i odtwarzając cykl głodu. Skoro głodnych przybywa, można przeznaczyć kolejne środki na pomoc humanitarną, której głównymi beneficjentami są amerykańscy farmerzy. I tak interes się kręci.