Tytuł tej recenzji, w czterech słowach streszczający fabułę Wdowy Couderc, zaczerpnęłam ze skandynawskiej powieści. Jednak słowo „Obcy" budzi też inne skojarzenia. Z Camusem , rzecz jasna. Paul Theroux w przedmowie do Wdowy Couderc pisze o rywalizacji pomiędzy Simenonem a Camusem . Podczas gdy tego drugiego pisarska kariera zawiodła wprost do Nagrody Nobla, ten pierwszy skończył na półce z kryminałami, jako ojciec komisarza Maigret, a reszta ogromnego, przeogromnego dorobku pisarskiego zniknęła w niepamięci. Czy można być wybitnym pisarzem, jeśli powieści nie powstają w męce tworzenia, ale sypią się jak z taśmy produkcyjnej, po kilka rocznie, a w przerwach autor poprawia rekord Casanovy, zyskując sławę nie tyle legendarnego kochanka, co zdeklarowanego erotomana? „Dwie zadziwiająco podobne do
siebie powieści ukazały się we Francji w roku 1942: w obu centralną postacią jest pozbawiony sumienia i dość odstręczający młody człowiek, z nikim niezwiązany i dryfujący przez życie, który dokonuje wreszcie bezsensownego morderstwa. Jedna z tych powieści to * Obcy* Camusa , a druga – Wdowa CoudercSimenona", pisze Theroux , dowodząc dalej, że książka Simenona niesłusznie zapadła w literacki niebyt, bo jest – o czym przekonuje Theroux , a o czym też możemy przekonać się sami, solidnym kawałem pisarskiej roboty, z zapadającymi w pamięć postaciami. Czytając ją, miałam wciąż w pamięci adaptację filmową z 1971 roku, z genialną Simone Signoret w tytułowej roli, z Alainem Delonem jako Jeanem, sugestywnym, choć w wyraźnie słabszej
formie, a też z wybitnymi kreacjami „starego świntucha" Couderc i Félicie.
Kiedy wdowa Couderc nie była jeszcze wdową Couderc, ale czternastoletnią służącą w domu bogatego gospodarza, radnego gminy, przystojnego wdowca z trójką dzieci, marzyła sobie zapewne, że niedługo zostanie „panią Couderc". Próżne nadzieje, pan domu tylko z nią sypiał, a niebawem czternastoletni syn zrobił siedemnastolatce dziecko, po czym wszystko zaczęło iść nie tak: pośpieszny ślub, rychłe wdowieństwo, syn w więzieniu, a rodzina Couderc, choć skłócona i zbiedniała, zjednoczyła się w jednym celu – odebrania domu przybłędzie – uzurpatorce, choć ta, już dobiegająca pięćdziesiątki, obnosi się z sypianiem ze starym teściem, jakby to dawało jej wymarzony status pani Couderc. A pewnego dnia z podmiejskiego autobusu wysiada wraz z nią młody, przystojny chłopak. I pomaga jej zanieść ciężki bagaż aż do domu...
Mogłabym teraz pisać o różnych –izmach, od naturalizmu do egzystencjalizmu. Poprzestanę jednak tylko na stwierdzeniu, że warto było przypomnieć tę powieść po latach, choćby dla cieni drzew na wiejskiej drodze i dla postaci wdowy Couderc z twarzą Simone Signoret.