W więzieniach było jak w sanatorium
Na gangsterskim firmamencie, wschodzą coraz to nowe gwiazdy: Słowik, Kiełbasa, Pershing, Parasol, Masa, Dziad, Wariat, Nikoś, Malizna... Pseudonimy mnożą się niemal w nieskończoność, podobnie jak afery. "Biznesmeni" obracają nieprawdopodobnymi kwotami, w centrum Warszawy wybuchają bomby, media bombardują informacjami o kolejnych strzelaninach.
Trwa wojna gangów - jeśli ktoś nie ginie, to czeka go odsiadka. Jeśli akurat był na wolności, był świadkiem sytuacji, o których otwarcie opowiada dziś Jarosław S., ps. "Masa":
"W pewnym okresie doszło do takiej patologii, że każdy, kto prowadził jakiś biznes, jakąś firmę, mniejszą bądź większą, chciał mieć członka grupy pruszkowskiej w zarządzie bądź gdzieś koło siebie do dyspozycji. Przy różnych spotkaniach, rautach i ogniskach chwalono się związkami z mafią pruszkowską. To była moda - każdy chciał być podporządkowany pod grupę. Nikt nie chciał wojny. A ci, którzy już taką wojnę przeżyli, to nie chcieliby drugi raz tego przeżyć".