Uzyskać zwolnienie to było jedno, ale dotarcie do punktu zbiorczego tworzącej się armii to zupełnie inna sprawa....
Większość musiała przebyć niewyobrażalne odległości, tysiące kilometrów. Uwolnieni więźniowie najczęściej nie dostawali ani racji żywnościowych, ani pieniędzy na transport. Wypychano ich za bramę obozu i pozostawiano własnemu losowi.
Niektórzy postanawiali iść na piechotę przez tajgę, inni budowali tratwy, by spływać na nich wielkimi rzekami północy. Większość próbowała dotrzeć do najbliższej stacji kolejowej, ale kraj był ogarnięty wojną, panował chaos, ruch pociągów dostosowany był do potrzeb armii, a nie cywilów. Nigdy nie poznamy dokładnej liczby ludzi, którzy starali się wtedy przedostać do punktów zbiorczych Armii Andersa i nie zdołali tego dokonać. Przykładem Polaka, który próbował, ale nie zdążył dojechać, był Wojciech Jaruzelski.