Trwa ładowanie...
recenzja
25-11-2015 14:27

Niezłomne, sprytne i czujne

Niezłomne, sprytne i czujneŹródło: Inne
d1o2ju2
d1o2ju2

*Kiedy na przełomie XX i XXI wieku na listy bestsellerów wkroczyła monumentalna saga fantasy George’a R.R. Martina, wśród powodzi entuzjastycznych głosów czytelniczych można było wyłowić i takie, które krytykowały autora za to, że jego wymyślony świat jest nazbyt krwawy i brutalny. Bo też w istocie szlak niemal każdej postaci, która przyłącza się do bezpardonowych walk o władzę, toczących się w Westeros i Essos, naznaczony jest okrucieństwem, podstępem i zdradą, a ci, którzy nie umieją się tym samym odwzajemnić, giną lub cierpią. I wcale nie jest tak, że „gra o tron” jest tylko męską rzeczą, bo niewiasty bywają w niej równie biegłe i równie bezwzględne… *

Zanim jednak ktoś zechce zarzucać Martinowi przesadę w kreowaniu międzydynastycznych czy międzyosobniczych zmagań o panowanie nad jakimś wycinkiem powieściowego świata, niech zerknie na kilka cytatów, wyjętych z dzieła zgoła innego niż „Pieśń Lodu i Ognia”:

„…Tunna i Gommon służyli wcześniej w jakimś charakterze Ludmile i zostali skaptowani przez jej synową (…). Mężczyźni, ignorując płacz i błagania, brutalnie zrzucili kobietę z łóżka. Wijąc się po ziemi, Ludmiła miała jeszcze prosić, by chociaż zabili ją w godny sposób, mieczem. Na ten apel oprawcy też pozostali głusi. Chwycili sznur, owinęli go według szyi księżnej i zacisnęli pętlę. Gdy tylko życie uszło z ciała, wywlekli truchło na podwórze i zakopali je (…) z dala od kościoła, w błocie pod obwarowaniem grodu.”

„Węgierska księżniczka Karolda poślubiona pasierbowi Ody, Bolesławowi, nie dostała drugiej szansy. W kilka krótkich lat po weselu przepędzono ją z Polski bez prawa powrotu. I bez dziecka.”

d1o2ju2

„Emnilda wykorzystała wszystkie swoje kontakty i koneksje na Połabiu, dążąc do zmiażdżenia Matyldy i Przybysława. Bolelut był, mówiąc krótko, jej człowiekiem. I miał dwa jasno określone zadania. Po pierwsze, usunąć siostrę Ody. Po drugie: zlikwidować stryja Emnildy. A zarazem konkurenta jej ojca do władzy”.

To nie Westeros. To Europa Środkowa w X i XI wieku. Niewiasta, która zaplanowała ów odrażający zamach opisany w pierwszej scenie, była babką pierwszej odnotowanej w kronikach żony polskiego władcy – Dobrawy. Być wówczas małżonką wodza plemienia, księcia czy króla, musiało oznaczać także: być niezłomną w forsowaniu interesów własnej rodziny i własnego kraju, sprytną i jednocześnie pełną dyplomacji w relacjach ze swoim słowiańskim „macho”, czujną na wszelkie oznaki zagrożenia, podejrzliwą nawet w stosunku do dorosłych dzieci, męża i teściów, nie mówiąc o pasierbach, szwagrach i innych powinowatych, bezwzględną w usuwaniu z drogi niebezpiecznych przeciwników – jednym słowem, żelazną damą. Zaniedbanie którejkolwiek z tych powinności mogło bowiem skutkować – i, jak widać, w rzeczywistości niejednokrotnie skutkowało – śmiercią lub cierpieniem i upokorzeniem.

Losy polskich „żelaznych dam”, czyli żon Mieszka Pierwszego i Bolesława Chrobrego, relacjonuje w pełnej pasji opowieści Kamil Janicki, historyk, którego specjalnością stało się odkrywanie zaniedbywanego dotąd wycinka przeszłości naszego kraju. Jeśli zajrzymy do podręczników historii, nietrudno nam będzie stwierdzić, że zdecydowaną część ich objętości zaludniają mężczyźni: to oni (z nielicznymi wyjątkami) dziedziczyli królewskie trony i rodowe siedziby możnowładców, oni dowodzili armiami, przewodzili kościołom i świeckim instytucjom. Ale przecież nie byli sami na świecie; ich żony, matki, córki, siostry i kochanki obracały się w tych samych kręgach, co oni, i choć raczej nie wyruszały na pola bitew, nie znaczy to, że poprzestawały na przesiadywaniu w swoich alkowach, klepaniu modlitw i delektowaniu się robótkami ręcznymi! Pojawiło się już co nieco publikacji, odkłamujących tę rzekomo bierną rolę niewiast w dziejach, by wspomnieć tylko błyskotliwy cykl Guya Bretona „Historie miłosne w historii Francji” czy
świetną rozprawę Régine Pernoud „Kobieta w czasach katedr”, nie było jednak jeszcze autora, który by zechciał metodycznie omówić to zagadnienie w odniesieniu do historii Polski. I oto Janicki podjął to niełatwe wyzwanie, rozpoczynając od czasów stosunkowo nam bliskich („Pierwsze damy II Rzeczypospolitej”), następnie przenosząc się w epokę ostatnich Jagiellonów („Damy złotego wieku”) i wreszcie pierwszych Piastów. Rzecz jasna, że odtworzenie losów Dobrawy, Ody czy Emnildy okazało się zadaniem nieporównanie trudniejszym, niż w przypadku międzywojennych pań prezydentowych lub nawet szesnastowiecznych koronowanych głów płci żeńskiej; te pierwsze żyły wszak w czasach, w których umiejętność pisania była wyjątkiem, nie regułą, a ci, którzy zdołali ją posiąść, mieli zgoła inne podejście do rzetelności informacji, niż my dzisiaj…

Toteż nieliczne zachowane źródła pisane dostarczają niezmiernie skąpych i wybiórczych danych biograficznych: dość powiedzieć, że do dziś historycy spierają się, jakie było prawidłowe brzmienie imienia pierwszej polskiej księżnej, ile żon przed nią miał Mieszko i czy legendarna Świętosława - Sygryda Storråda naprawdę istniała, a jeśli tak, czy jej imponującej biografii nie zlepiono przypadkiem z kilku innych. W tej sytuacji autor nie zamierza rościć sobie pretensji do monopolu na prawdę, przyznając otwarcie, że spośród licznych możliwych wersji obudowanych licznymi znakami zapytania wybrał tę, która wydała mu się najbardziej prawdopodobna. I tak być powinno, bo przecież owoc jego pracy nie jest dziełem naukowym (choć mógłby być i takim, zważywszy na bogactwo cytowanych źródeł), lecz publikacją popularnonaukową, mającą za zadanie przybliżyć czytelnikom wybrany fragment sceny dziejów wraz z jej głównymi aktorami. Można śmiało powiedzieć, że udało mu się ten zamiar zrealizować w stu procentach, na co składa się
po równi wiedza, zapał, niebanalne ujęcie tematu i barwny, wyrazisty styl – wszystko to, co podziwialiśmy ongiś u niezmordowanego popularyzatora historii Polski, Pawła Jasienicy.

d1o2ju2

Jedyny drobny mankament można znaleźć nie w treści i nie w formie, lecz w obudowie: jest to umieszczenie przypisów na końcu, co zawsze jest niewygodne, a im grubsze dzieło, tym bardziej staje się dokuczliwe posługiwanie się dwiema zakładkami (lub dwoma palcami) z ciągłym przerzucaniem tkwiących między nimi kilkuset stronic. Za to na wyróżnienie zasługuje oprawa graficzna, wspólna dla całej serii „Prawdziwe historie”; wiadomo, że książki po okładce się nie ocenia, ale w tym przypadku każdy bibliofil doceni fakt, że ciekawa i wartościowa treść opakowana została tak ładnie i solidnie.

d1o2ju2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1o2ju2