Próbka twórczości Jeffery’ego Thomasa zaprezentowana w serii Uczta wyobraźni to „dwa w jednym” – powieść Listy z Hadesu oraz zbiór opowiadań Punktown. Pozwolę sobie omówić je oddzielnie, gdyż łączy je tylko osoba autora. Listy z Hadesu to spisana w formie dziennika relacja agnostyka, który po samobójczej śmierci boleśnie przekonuje się, że niesłusznie negował istnienie zaświatów. Początkowe partie jego relacji, opis makabrycznej „piekielnej szkoły”, którą każdy „nowy” musi ukończyć przed rozpoczęciem samodzielnej wiecznej pokuty, są całkiem intrygujące. Zarówno na poziomie opisowym (makabryczna różnorodność tortur, którym poddawani są potępieni), jak i aksjologicznym (w zaświatach obowiązuje starotestamentowy system wartości, z punktu widzenia potępionych mający bardzo niewiele wspólnego ze sprawiedliwością). Przy całym swoim niemalże abstrakcyjnym okrucieństwie, organizacyjnie Piekło Thomasa przypomina silnie zhierarchizowaną korporację, w strukturze której każdy – od najpotężniejszych demonów,
przez szeregowych półgłówków, aż po potępionych, którzy są mniej niż nikim – zna swoje miejsce i poza nie nie wykracza. Schemat jej działania jest prosty: grzeszników można i trzeba zabijać w nieskończoność i na coraz to nowe wymyślne sposoby – choć dzięki nowym „ciałom” odczuwają ból tak samo, jak za życia, łaska śmierci nie jest dla nich dostępna. Skazani są na wiecznotrwały cykl niezwykle bolesnych odrodzeń. Co ciekawe, piekielny personel, czyli demony, są śmiertelne, nie posiadają dusz i gdy ginie cielesna powłoka, ich byt nieodwracalnie się kończy. Nie stanowi to problemu dla kierownictwa, gdyż, „produkowane” masowo, demony są niezwykle łatwe do zastąpienia.
Niestety, zamiast rozbudowywać obraz Piekła czy pogłębić analizę jedynie zasugerowanych, intrygujących kwestii etycznych, autor podąża inną drogą. Po ekscytującej i pełnej okropności (choć niedługiej) przeprawie przez połacie „dzikiego piekła” bohater znajduje pracę w jednym z demonicznych miast i niepostrzeżenie wpada w tryby codzienności. Co więcej, zupełnie nieoczekiwanie dla samego siebie, znajduje na dnie Otchłani namiastkę prawdziwego szczęścia, spełnienie dawnych, ziemskich marzeń. Wygląda to trochę tak, jakby autor postawił fundamenty świata, a potem stracił nim zainteresowanie, przenosząc środek ciężkości na banalne love story mieszczące się w ogranym schemacie „miłość pokona największe dzielące nas różnice”. Piekło niepostrzeżenie znika, ustępując prywatnym rozterkom i eskapadom bohatera, które równie dobrze mogłyby rozgrywać się na Ziemi. Owszem, czyta się to przyjemnie, a zakończenie sprawia, że nieco inaczej postrzegamy całość zapisków, jednak dominującym wrażeniem jest rozczarowanie.
Zmarnowano potencjał intrygującego uniwersum, rozmieniono na drobne. Zdecydowanie za mało Hadesu w tych listach.
Punktown to zbiór dosyć krótkich opowiadań, których akcja rozgrywa się w tytułowym mieście, położonym na planecie Oaza, zdominowanym przez kolonistów z Ziemi, choć pierwotnie należało do humanoidalnych Choomów (od ludzi odróżniają ich charakterystyczne usta, szerokie od ucha do ucha). Za wiele – prócz tego, że stanowi tygiel rasowy i kulturowy oraz stykają się w nim mroczne interesy rozmaitych grup - się z tekstów o samym mieście nie dowiadujemy. I znów, trochę szkoda, bo jeśli to ono ma stanowić zwornik zbiorku, jest on wyjątkowo słaby. Miasto wygląda jak pretekst, pozwalający zaklasyfikować rozgrywające się w nim historie do fantastyki. Autor zresztą tego nie ukrywa, przyznając we wstępie, że do części z nich lepiej niż „science fiction” pasują „ etykietki”: horror, noir, romans czy opowieść gangsterska. Do zbyt dużej części. Nie jestem też w stanie zidentyfikować „klucza” według którego autor dobrał opowiadania do tej konkretnej wersji zbioru. Nie był nim na pewno poziom tekstów, bo, obok opowiadań
bardzo dobrych (Różowe pigułki, Wakizashi, czy Nom de guerre) znalazły się w nim teksty wykorzystujące psychologiczne banały i fabularne klisze (Sztuka kochania, Sekcja duszy, Siostry niemiłosierdzia, Zardzewiałe bramy raju) w sposób często wprost żenujący. I właśnie ta wewnętrzna rozpiętość w twórczości – jednego przecież – autora jest według mnie największą zagadką Punktown. Thomas miewa intrygująco oryginalne pomysły, a ponadto posiada niezwykły dar tworzenia przekonującego nastroju za pomocą niewielkiej ilości słów. Potrafi niesamowicie sprawnie zbudować klimat niepokoju i niedopowiedzenia, krótka forma wystarcza mu do przekazania treści, którą kto inny przekształciłby w powieść. Zajmuje się ciekawymi aspektami ludzkiej psychologii, niektóre motywy (pamięć, sztuka, tradycja, prawa mniejszości) powracają w wielu tekstach. Jednocześnie zaś sięga często po schematy zbanalizowane do granic, nie do dając do nich nic nowego, po prostu po to, by w prymitywny sposób „zagrać” na emocjach
odbiorcy. Szczytowe antyosiągnięcie na tej niwie stanowi moim zdaniem Twarz, historia ojca niepełnosprawnego dziecka, który uczy się je kochać, gdy jest już za późno. Z tego względu trudno całościowo ocenić Punktown, należałoby raczej rozpatrywać każdy tekst oddzielnie. Dla mnie to ponownie przede wszystkim świadectwo niewykorzystanych możliwości autora.
Na koniec podzielę się spostrzeżeniem, które nie opuszczało mnie w trakcie lektury: ani Listy z Hadesu ani Punktown moim zdaniem nie mają w sobie tego „czegoś”, co wyróżniało dotychczasowe propozycje wydane w serii Uczta wyobraźni. Odstają od nich zarówno pod względem stylu, wizjonerstwa, jak i oryginalności. Są jedynie przystawką, której sporo brakuje do przekształcenia się w pełnoprawne „danie”.