Trochę przestraszył mnie tytuł i koszmarna okładka. Mój niepokój wzmogły deklaracje z okładki, że to książka dla fanek * Przeminęło z wiatrem. W tym momencie umysł zaczął produkować wizje Scarlett flirtującej z tuzinem wielbicieli, szelest wielowarstwowej sukni, rozmowy o niczym lub rozmowy o niczym, a w tle dyskusje o nadciągającej katastrofie. Ewentualnie – o zgrozo – materializowała mi się współczesna jakaś Scarlett, której właśnie kosmetyczka (koniecznie z czerwoną halką pod spódnicą) poprawia tipsy, a gdzieś tam już majaczy na horyzoncie wielgachna miłość i wielkie niespełnienie. Bałam się, proszę mi wierzyć, że oto ktoś reanimuje zaraz Margaret Mitchell , dla towarzystwa wskrzeszając jeszcze Mniszkównę i, że będą mi z kartek obydwie na przemian wyskakiwać. Po przeczytaniu dochodzę do prostego wniosku. Jasne, nie należy oceniać książki po
okładce – tego uczyli w szkole. *Teraz nauczyłam się, że nie należy oceniać książki po streszczeniu/informacji umieszczonej na okładce. Bo odstrasza. Zwłaszcza czytelniczki niekoniecznie w opowieści z czasów wojny secesyjnej rozkochane.
Nie ma flirtującej Scarlett. Jest Melania. Bohaterka w wieku średnim obserwuje słodko–gorzką rzeczywistość współczesnej Polski. Jest obserwatorem pilnym, uważnym i wie, że na świecie dzieją się rzeczy, o których się nie tylko filozofom nie śniło, ale nawet Mrożkowi z Gombrowiczem . Autorka pisze o sprawach niesamowicie poważnych stylem tak przemyślanym, dowcipnym, przyjemnym – chciałby się powiedzieć – lekkim – ale przecież tak powiedzieć nie wypada, bo życie to w sumie bardzo poważna sprawa. Matczyne wspomnienia z wojny i mnóstwo historii rodzinnych, lektury z przeszłości, praca w radio, małżeńska codzienność, poważne i niepoważne rozmowy z przyjaciółką i instrukcja karmienia gekona. To wszystko (i jeszcze więcej) składa się na świat bohaterki. Świat niezwykły, przebogaty, a w dodatku pokazany tak barwnie, realistycznie, ironicznie po trosze, że mam
wrażenie, że narratorka odnalazła przepis na styl doskonały, jakąś złotą regułę układania myśli tak, by czytelnik wciąż chciał jeszcze, a każdy nowy wątek smakował jak ciastko z wisienką. Nie mylić z ciachem.
Jeśli od kilku lat powstają w dużych ilościach książki lekkie, dowcipne i przyjemne w odbiorze, a w dodatku opisujące perypetie kobiet po trosze szalonych, ale zaradnych i nietuzinkowych przy tym, i jeśli komuś się jakieś konotacje z ostatnimi bestsellerami układają, to śmieszę poinformować, że to nie jest trop właściwy. Chwilami mam wrażenie, że z wielu wątków poruszanych przez autorkę można by zrobić lekkie powieści w sam raz na plażę, między kąpanie a opalanie. I cieszę się ogromnie, że wątki zostały pozostawione czytelnikowi do refleksji, a plaża tytułom inszym. I znowu – jeśli ktoś chciałby tradycyjnie – jak po sznurku - zawiązanie akcji – przebieg najeżony zwrotami akcji – punkt kulminacyjny – happy end, to z przyjemnością komunikuję, że tak nie ma. Książka składa się z dygresji, obrazów, wspomnień, scen z przeszłości, urwanych rozmów, opisów. Autorka selektywnie pokazuje ten świat, czytelnik składa sobie jej życie jak puzzle, poznaje kolejnych bohaterów i kolejne historie. Znam osoby, które nie
polubiły tej książki dokładnie dlatego – zdawać by się mogło, że została napisana dla przyjemności autorki, a czytelnik czuje się nieco zaniedbany, że książka niekoniecznie koncentruje się na konkretnej intrydze/związku/historii. Mnie ten sposób pisanie bardzo odpowiada, ale nie każdy tak ma.
Dawno nie czytałam o takiej miłości. Bo w tej rzeczywistości przeplatanej wspomnieniami jest miejsce na miłość nietuzinkową, niespełnioną, składającą się z tych wszystkich niewypowiedzianych słów, których dwoje zaangażowanych w inne związki kochanków nie może wypowiedzieć. Rozkosz nienasyceń; ktokolwiek użył tego słowa prawdopodobnie nie do końca wiedział o jakiej bolesnej rozkoszy mówi. Jakkolwiek, to chyba najlepsze określenie tego wątku. Interesujących fragmentów jest dużo więcej. Książka niesamowicie zmieniła mój sposób myślenie o wspominanym wyżej * Przeminęło z wiatrem*. Dotąd skłonna byłam czytać toto raczej jak romans z przygodami, niż jako powieść o silnych i nietuzinkowych kobietach, których siła objawia się, gdy ich mężczyźni wplątują się wojnę i siły gdzieś tam po drodze tracą. Łapię się na tym, że w książkowych bohaterach męskich szukam odpowiedników postaci z powieści Mitchell . Nie sposób od tego uciec, bo autorka o wspomnianej powieści wspomina bardzo często, komentuje, rzuca ciekawostkami z planu, współczesne sytuacje i własne dylematy okrasza cytatami, pokazując książkę z najlepszej strony, odkrywając wątki i tropy interpretacyjne, których jakoś wcześniej nie dostrzegłam. A wszystko to robi tak niesamowicie zgrabnie i dowcipnie, że prawdopodobnie zaraz książkę przeczytam, choćby po to, by odnaleźć fragmenty, którymi zachwycała się narratorka.
Tekst wieńczy scenka salonowa rozpisana na dialogi. Salon salonowi nierówny, jakkolwiek bywalczynie tego akurat salonu na pewno nie odebrały lekcji stylu. I dobrze, bo są niezwykle autentyczne w swojej bezpośredniości. Oto salon kosmetyczny. Z tradycjami, stałymi klientkami, trajkoczącymi pracownicami i właścicielką. Taka piękna perełka – soczewka, gdzie się skupia tyle problemów współczesności, ile tylko można w jednym pomieszczeniu zmieścić. Perełka – bo postaci ucieszne, charakterystyczne, pięknie odmalowane, czasem jednym zdaniem, słówkiem, gestem zaobserwowanym przez inną bohaterkę. Z drugiej strony, niby salon kosmetyczny, niby zwykłe pogawędki, a tyle w nich głębokiej mądrości, rozważań o współczesności i demonach przeszłości. Istota wszystkich rozważań o transformacji ustrojowej i polskiej rzeczywistości skupia się w małym salonie kosmetycznym. Czuje atmosferę tego salonu. Dawno nie przeczytałam tak ciekawego podsumowania skrzeczącej rzeczywistości.
Niesamowicie polubiłam tę książkę. Właśnie – polubiłam. Jest w niej coś takiego, co sprawia, że człowiekowi przyjemnie ją czytać. Nie wiem, czy to się kryje w doskonałym stylu autorki, czy w ciekawych opowieściach, czy może umiejętności niebanalnego opowiadania o sprawach codziennych, co nie znaczy banalnych. Nie do końca się zdecydowałam. Jakkolwiek, już teraz wiem, że do książki wrócę. Bo to niesamowicie przyjemna lektura.