Trwa ładowanie...
recenzja
02-09-2011 00:37

Nie tylko słowa są źródłem nieporozumień

Nie tylko słowa są źródłem nieporozumieńŹródło: Inne
d2iu56a
d2iu56a

Może nim być również brak dialogu, milczenie płynące czy to z obawy przed urażeniem rozmówcy, czy przed skompromitowaniem się.Warto rozmawiać. Wznosić się ponad uprzedzenia, sterotypy, konfrontować oparte na nich przekonania z rzeczywistością. To właściwie najważniejsze przesłanie drugiej opublikowanej w Polsce powieści Eleonory Ratkiewicz, Tae ekkejr!

Pod wieloma względami jest ona bardzo podobna do wcześniej udostępnionych polskiemu czytelnikowi * Paradoksów Młodszego Patriarchy*. Autorka w dalszym ciagu fantastyczny kostium traktuje jedynie jako pretekst do snucia filozoficznych rozważań, a zdecydowaną większość narracji stanowią rozbudowane, introspektywne przemyślenia bohaterów.

Są jednak również różnice, niestety, przynajmniej w mojej ocenie, raczej na niekorzyść najnowszej pozycji.Trudno mi ocenić, czy wynika to ze zmiany gatunku – z opowiadań połączonych nadrzędnym wątkiem na powieść - przy tym z bardziej schematyczną gatunkowo (w sensie realizacji schematów fantasy) i raczej przewidywalną fabułą, czy po prostu z powtórzenia pewnych rozwiązań, które tym samym tracą świeżość. W każdym razie wieczne rozmyślania, poprzedzające niemal każde wypowiedziane zdanie, w wykonaniu dwójki głównych protagonistów, elfa i człowieka, są męczące. Po pierwsze, ze względu na stężenie, w jakim się pojawiają. Po drugie, ze względu na fakt, że dostarczają czytelnikowi boleśnie wręcz łopatologicznego wytłumaczenia kwestii dosyć oczywistych. Choć bowiem nie sposób odmówić psychologicznym obserwacjom Ratkiewicz trafności, to jednak oryginalności czy szokującej głębi także przyznać im nie można.

Nie są tym samym niezbędne tak rozbudowane didaskalia, wynikające czy to z pisarskiej maniery, czy z braku wiary w elementarną inteligencję emocjonalną czytelnika. Faktem pozostaje, że po ich zredukowaniu powieść byłaby o co najmniej jedną trzecią krótsza, ale o proste nabijanie takim sposobem objętości nie śmiem autorki podejrzewać. Niemniej tak łopatologiczne tłumaczenie truizmów budzi irytację, która – wraz z rozwojem fabuły – systematycznie narasta.

d2iu56a

Skąd zatem mimo wszystko dosyć wysoka ocena pierwszego tomu cyklu o Najlissie? Powody są dwa: przede wszystkim takie psychologiczne podejście do fantasy, nawet przy przesadnym wyłuszczaniu sedna, ma w sobie, przynajmniej dla mnie, nieodparty urok. A po drugie, autorka posiada rzadki dar, zwany zwykle enigmatycznie „lekkością pióra” (być może część zasługi, trudno ocenić bez znajomości oryginału, jak duża, przypada tu tłumaczce, czyli Ewie Białołęckiej)
, którego nawet łopatologiczne didaskalia nie są w stanie całkowicie przyćmić.* Jego pochodną, obok bezproblemowej lektury, staje się też kilka ujmujących, emocjonalnie poruszających, a przy tym kluczowych dla fabuły scen.*

Mimo zatem wspomnianych, niewątpliwie istotnych, wad, trudno by mi było z przekonaniem nazwać Tae ekkejr! powieścią kiepską. Dostajemy poprawną opowiastkę o kształtowaniu się porozumienia, a następnie przyjaźni między przedstawicielami dwóch gatunków, którzy ze zdumieniem odkrywają, że więcej ich łączy niż dzieli. Dochodzą do tego wniosku dużo później niż by mogli, bo nie wiedzą, że nie tylko słowa mogą być źródłem nieporozumień. Ale – po wielu perypetiach – jednak to do nich dociera.

Szkoda, że mogę tę pozycję z czystym sumieniem określić zaledwie jako przeciętną, bo dostrzegam w niej potencjał na o wiele więcej, niestety – zmarnowany. Może następnym razem? Jednak w porównaniu do * Paradoksów* to krok wstecz.

d2iu56a
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2iu56a