W książce zacytował pan generała Skrzypczaka, który powiedział, że w Wielkiej Brytanii wykryto kilkudziesięciu agentów, a w Polsce żadnego. To powód do dumy czy przerażająca informacja?
Powiedzmy sobie szczerze, że Skrzypczakowi chodzi o rosyjskich agentów. Przecież Europie nie grożą Chińczycy, Koreańczycy z Korei Północnej, ani ufoludki z Marsa. Skoro Anglia odkryła kilkudziesięciu agentów, a jest daleko od Moskwy, to ilu ich jest w Polsce? Byłbym dumny, gdyby okazało się, że agenci są wyłapywani, a ABW nie informuje o tym opinii publicznej w trosce o nasze bezpieczeństwo. Tylko, że - jak wynika z oficjalnych sprawozdań agencji - urobek oficerów jest niewielki. Chyba, że kłamią w sprawozdaniach ze swojej działalności. Może Rosjanie nie potrzebują agentów w Polsce? Może liczy się dla nich tylko Wielka Brytania? Afera podsłuchowa, która uderza w najwyższe władze państwa, w nasze bezpieczeństwo, pokazała, że coś jest nie tak. W PRL-u władza też piła i opowiadała głupstwa, ale tajne służby dbały o to, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Przychylam się do tezy o "długim ramieniu Moskwy", o którym napisał Sławomir Cenckiewicz, wczytując się w dokumenty. Nieoczyszczenie kontrwywiadu po przełomie
1989 roku mści się na nas do dziś. Liczba wpadek i kompromitacji Wojskowych Służb Informacyjnych uzasadniały ich likwidację. To było państwo w państwie. Ale Antoni Macierewicz popełnił błąd, ujawniając nazwiska współpracowników. Tak nie zrobiłby żaden rząd na świecie, chyba, że w republice bananowej. "Solidarność" odpuściła sprawy służb i wojska w 1989 roku, bo normalni ludzie się na tym nie znają, nie wydawało się to wtedy tak ważne i nikt nie miał do tego głowy. Czym za to zapłaciliśmy? Zachęcam do lektury "Długiego ramienia Moskwy", no i oczywiście naszej książki o szpiegu, który wiedział za mało.
Rozmawiał: Michał Hernes/ksiazki.wp.pl