Samotna ciężarówka przemierza patagońskie odludzie. Jej kierowca spostrzega na poboczu drogi jakiś kształt, okryty niebieską tkaniną. To uśpiony nastolatek w konwencjonalnie dworskim stroju z zamierzchłej epoki. Ta peleryna, ten złocisty szal, brak śladów przebytej drogi...
Narrator, a z nim czytelnicy, już po chwili nie mają wątpliwości – choć wyrósł trochę, to on, Mały Książę. Powrócił.
Książkę poprzedzają aż dwa słowa wstępne. Jedno z nich napisał Bruno d’Agay, krewny Antoine’a de Saint-Exupéry , drugie sam autor. Długa lista autorskich podziękowań zaczyna się od Jezusa Chrystusa, ale tej powieści i sam diabeł nie pomoże. Bo to słaba książka jest… W Argentynie sprzedano siedemdziesiąt tysięcy egzemplarzy, ale ilu czytelników postawiło ją po przeczytaniu na półce obok Małego Księcia? Nie pytajmy, nie liczmy.
Narrator Saint-Exupéry’ego spotyka Małego Księcia przy rozbitym samolocie, na środku rozpalonej, afrykańskiej pustyni. W sytuacji ostatecznej, na granicy życia i śmierci, a może nawet poza tą granicą? Byłbyż ten mały chłopiec złudą, ostatnią iskierką nadziei, aniołem-pocieszycielem? Pod rozpalonym słońcem mężczyzna i dziecko rozmawiają.* Jak przyjaciel z przyjacielem, jak ojciec z synem, najprostszym językiem, w którym jest poezja, nie poetyczność i patos, i jest siła symbolu pięknego jak róża i jasnego jak gwiazda.* A na końcu Mały Książę z własnej woli odchodzi w sen, dla nas, na tej wielkiej planecie, niepokojąco podobny do śmierci. Znamy to wszyscy. Prawda, że wszyscy znamy tę historię opowiedzianą mądrym dzieciom w każdym wieku, ludziom spragnionym prostych prawd i słów?
W Powrocie Młodego Księcia mamy patagońską szosę, sprawną ciężarówkę, przydrożne stacje benzynowe i pensjonaty, całkiem zwyczajny świat, żadną tam krawędź świata. Młody Książę powrócił, gdy podszepty Zielska odebrały mu zaufanie do przyjaciela i wiarę w istnienie baranka (właściwie nie do końca rozumiem, dlaczego powrócił tam, gdzie, jak sądzi, zwiedziono go i oszukano, i już nie zrozumiem, bo autor beztrosko porzucił ten wątek) i w swej ziemskiej drodze spotka kilku ludzi (bądźmy dokładni: mężczyzn), uosabiających różne małości i wielkości człowieczego rodzaju. Niestety, jego przewodnikiem będzie narrator o duszy rozpoetyzowanego belfra, fundujący Młodemu nieustanną lekcję wychowawczą, składającą się z nudnawych dobrych rad, przekomplikowanych symboli i natchnionych morałów. Autor podobno „gości w szkołach podstawowych, średnich i na uniwersytetach”. Westchnijcie nad Argentyną, gdzie na jego lekcjach wychowuje się młodzież do metafizyki z supermarketu spod znaku Coelho . A ty, młodzieńcze, zaśnij przy drodze – to nie był właściwy samochód.