Nawet jeśli umrę w drodze. Twarzą w twarz z uchodźcami
Na wschodnim przejściu granicznym z dnia na dzień pojawiły się miliony Ukraińców. Pojawili się również wolontariusze z ogromnymi transportami żywności i środków higienicznych. Pojawili się prywatni ludzie oferujący miejsce w swoich mieszkaniach i samochodach. Szybko rozpoczęły działania organizacje pozarządowe. Ukraińcy wzruszeni dziękowali za pomoc. Europa wstrzymała oddech, z podziwem patrząc na taką mobilizację. Zdaliśmy egzamin.
Kilkanaście kilometrów dalej, nieco na północ, wolontariuszy jest dużo mniej. Ludzie uciekający ze swoich krajów przychodzą tam już ósmy miesiąc. Zimą było o nich głośno, dziś mało kto o nich pamięta. Są wśród nich dzieci. Wiele z nich wymaga pomocy medycznej. Nie otrzymują jej. Głodni, zmarznięci, przemoczeni i przerażeni wypychani są z powrotem na Białoruś – niektórzy po kilkanaście razy. Ich prośby o udzielenie pomocy międzynarodowej, zobowiązujące prawnie państwo do ich rozpatrzenia (co nie jest jeszcze równoznaczne z przyjęciem) są ignorowane. Jak donosi Grupa Granica, podczas jednej z łapanek funkcjonariusze dla rozrywki rzucali w uchodźców śnieżkami.
Na przejściu z Ukrainą, mimo euforii pomocy, część wolontariuszy alarmowała, że dzieje się źle. Słyszeli hasła: "Uważajcie na tamtych". "Dajemy tylko Ukraińcom". Otrzymywali polecenia nie podawania talerza zupy nawet matkom z dziećmi, jeśli widać po nich było, że pochodzą ze Wschodu. Mężczyźni leżący w korytarzu byli trącani nogą przez przechodzącego funkcjonariusza – ot tak, dla zabawy. Za to, że nie byli Ukraińcami.
Ukraińcy znaleźli już w miarę bezpieczne schronienia. Dzieci zaczęły chodzić do szkoły. Polacy rzucili się do kupowania przygotowywanych masowo przez Ukrainki pielmieni.
Polskie gwiazdy angażują się w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Dają przykład innym
Wyciągnięci z lasów białoruskich uchodźcy mieszkają w zamkniętych ośrodkach. Część z tych ośrodków jest tak przepełniona, że ludzie mają dla siebie po dwa metry kwadratowe. Europejski Komitet Zapobiegania Torturom za powierzchnię minimalną uznaje cztery metry. Zdarza się, że są głodni, bo na ich wyżywienie państwo przeznacza mniejszą kwotę, niż w więzieniach. O tym, że nie mają butów, skarpet i majtek myślą w zasadzie tylko wolontariusze – grupa zapaleńców, którzy zbierają wśród uchodźców listy potrzeb i przygotowują dla nich paczki. Mieszkańcy ośrodków zamkniętych nie są przestępcami: nie ciążą na nich wyroki. Czekają, aż państwo polskie sprawdzi ich tożsamość i rozpatrzy wniosek o azyl.
Skąd te podwójne standardy? Co decyduje o tym, że jedni witani są z otwartymi ramionami, a drudzy siłą wypychani z powrotem?
Kilka dni temu portal TVP Info opublikował tekst: "6 różnic między uchodźcami z Ukrainy i imigrantami z Białorusi". To, co teoretycznie miało wyjaśniać rzeczywistość, okazało się być festiwalem niewiedzy, uprzedzeń i stereotypów. Na pytania o to, dlaczego idą młodzi mężczyźni zamiast kobiet i dzieci, dlaczego uciekają, zamiast walczyć u siebie, dlaczego przedzierają się przez morza i bagna, zamiast iść na przejścia graniczne nie da się odpowiedzieć bez znajomości kultury tych ludzi, sytuacji w każdym z krajów ich pochodzenia, wreszcie bez znajomości międzynarodowego prawa i specyfiki ruchów migracyjnych, które ani nie są nowe, ani nie dotyczą tylko Polski.
Młodzi mężczyźni nie idą dlatego, że są oszustami. Często to właśnie oni są najbardziej zagrożeni. To ich rodzina wysyła, żeby przetarli szlak. Wojny i reżimy na świecie nie zawsze wyglądają tak, jak w Rosji i Ukrainie. Są niewole, które nie pozwalają normalnie żyć, nie pozwalają się kształcić, założyć rodziny, nie pozwalają korzystać z tego, co my nazywamy prawami człowieka – pod warunkiem, że dotyczy to nas, a nie ich. Przez nielegalne szlaki idą, bo lepiej od nas wiedzą, że legalnych dróg dla nich nie ma. Nie mają paszportów. Nie przyznaje im się wiz. Linie lotnicze nie biorą ich na pokład. Pozostaje im iść, jakby granic nie było – choćby mieli umrzeć w drodze – bo w ich domu żyć się nie da.
Na wojnę i przyjazd dwóch milionów Ukraińców nikt nie był przygotowany. Problem polega jednak na tym, że nikt nie był przygotowany na uchodźców w ogóle. Lata antyuchodźczej polityki za chwilę zaczną się na nas mścić: nie ma struktur, nie ma koordynacji, nie ma pomysłów, nie ma planu integracji. Stała się jednak rzecz jeszcze gorsza. Karmieni mitem strasznych uchodźców uwierzyliśmy w niego. Teraz sami uchodźcom pomagamy, bo widzimy, że tak trzeba. Żeby jednak nie przyznać się do wcześniejszego błędu i pogodzić dzisiejszą pomoc z wcześniejszymi lękami, uznaliśmy za stosowne segregować ludzi: na lepszych gorszych, bardziej i mniej godnych pomocy, na białych Ukraińców i czarnych oszustów, którzy chcą naszym kosztem żyć w raju.
Ktoś w internecie zarzuca obrońcom tych drugich: "Proszę przestać pieprzyć. To są przestępcy". Nawet, jeśli ci ludzie nielegalnie przekraczają granicę, to nie ma w Polsce prawa, które za popełnienie przestępstwa skazywałoby na śmierć z głodu i wychłodzenia, w lesie – na dodatek bez sądu i wyroku. Cywilizowane reguły humanitaryzmu nie przestają obowiązywać nawet wobec zbrodniarzy. Tym bardziej powinny obowiązywać wobec ludzi, których największym marzeniem jest żyć tak, jak nam się udało.
***
Plac Wiktorii w Atenach. Rzymskie Zatybrze. Podlasie. Oława. Wreszcie szwedzka prowincja. To wszystko są miejsca, w których autorka książki spotykała uchodźców z Afganistanu, Syrii, Iraku, Rwandy, Erytrei. Słuchała ich historii. Wiele z nich łamie stereotypy. Wiele wzrusza. Wszystkie razem pozwalają odkryć, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni w człowieczeństwie. Pozwalają też odkryć, że uciekający do Europy ludzie nie robią nic innego niż to, robili nasi ojcowie i dziadkowie. Idą dokładnie po naszych śladach.
W tej książce nie chodzi o to, żeby kogoś przekonać. Stają w niej przed nami ludzie. Zderzeni z ich życiem zaczynamy rozumieć, jak mało od nas zależy i jak bardzo nasze powszednie życie może być ich nieosiągalnym marzeniem. Co im powiemy? Jakimi słowami uzasadnimy zamknięcie przed nimi drzwi do Europy? Czy jeszcze będziemy chcieli to zrobić?
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski