Jeszcze w tym roku otrzymamy w serii reporterskiej Wydawnictwa Czarnego co najmniej pięć nowych książek, spośród których najciekawiej (jeśli tylko można użyć w tym przypadku tego sformułowania) zapowiada się * Dzisiaj narysujemy śmierć* Wojciecha Tochmana o ludobójstwie w Rwandzie, ale i pozostałe propozycje powinny zadowolić nawet najbardziej wymagających miłośników literatury faktu. Do tej pory w serii ukazywały się najczęściej książki rodzimych autorów, w większości przypadków skupionych wokół „Dużego Formatu" ( Szczygieł , Hugo-Bader , Tochman , Nowak ), czemu właściwie trudno się dziwić, skoro czwartkowy dodatek do „Gazety Wyborczej" pozostaje jednym z niewielu rodzimych tytułów prasowych, który regularnie drukuje nawet dłuższe teksty reporterskie. Omawiając sporządzoną przez Mariusza Szczygła antologię podsumowującą ostatnich 20 lat polskiego reportażu (a właściwie: subiektywną opowieść o Polsce po 1989 roku w reportażach), pisałem o „szkole >>Dużego Formatu<<" z Małgorzatą Szejnert w roli wieloletniej dyrektorki oraz Hanną Krall i Ryszardem Kapuścińskim jako autorami wzorcowymi dla młodszych dziennikarzy. Witold Szabłowski jest jednym z najmłodszych absolwentów (rocznik 80.) tej
nieformalnej uczelni, a jego właśnie wydane reportaże z Turcji dowodzą, że mamy do czynienia z jeszcze jednym „dużoformatowym" prymusem.
Choć Szabłowski opatrzył swoje zebrane teksty trzema mottami, wydaje się, że jedno z nich jest dla autora szczególnie istotne i doskonale oddaje zarówno jego podejście do Turcji, jak i sposób, w jaki powstawały kolejne reportaże. Mowa o słowach Orhana Pamuka zaczerpniętych z jego oficjalnej strony internetowej: „Czuję się tak, jakbym ciągle stał na moście łączącym oba brzegi Bosforu, nie należąc ani do azjatyckiej, ani do europejskiej części, i obie je opisywał". Potwierdzeniem tego, że młody reporter najwięcej uwagi poświęca Turcji podzielonej na dwie części (Europa i Azja, wschód i zachód, islam i niechęć do islamu, Turcja starająca się o akcesję do Unii Europejskiej i Turcja temu przeciwna, Turcja konserwatywna i Turcja liberalna obyczajowo, etc.) są także teksty otwierające i zamykające tom. W impresji „Zamiast wstępu" Szabłowski opisuje krótką podróż przez cieśninę Bosfor: „Płyniemy z Europy do Azji. [...] Biznesmeni razem z
żebrakami, kobiety w czadorach z kobietami w mini, niewierzący z imamami, prostytutki z derwiszami, święci z nieświętymi. Cała Turcja na jednym promie". Tayfun, poeta ze Stambułu, opowiada dziennikarzowi o tym, że każdy Turek jest rozdarty między tradycją i nowoczesnością (kapeluszem i czarczafem, meczetem i dyskoteką, itd.), a Szabłowski dodaje, że graniczność Turcji ma swoje zalety (kreatywność Turków czy umiejętność zjednywania sobie ludzi z całego świata), ale i wady („Zachód uważa ich za fanatyków. Wschód – za sługusów Zachodu. Al-Kaida przeprowadza nad Bosforem zamachy, a Unia Europejska od pół wieku nie chce Turcji przyjąć. Bo za duża i zbyt obca kulturowo").
W tekście zamykającym tom autor pisze natomiast o robiących ostatnimi czasy furorę (więcej zakrywających niż odsłaniających) strojach kąpielowych dla muzułmanek. Całe poruszenie spowodowane tą konserwatywną modową rewolucją podsumowuje opisem opublikowanego na łamach dziennika „Hürryiet" zdjęcia „dwóch kobiet, stojących obok siebie po pas w wodzie. Jedna była w muzułmańskim stroju, zakrywającym wszystko prócz oczu. Druga topless. „To jest właśnie Turcja" – głosił redakcyjny komentarz". Sam Szabłowski i tym razem, podobnie jak w zdecydowanej większości swoich reportaży, nie dodaje żadnego odautorskiego komentarza. Przypadkowi Turcy, przechodnie, uliczni sprzedawcy czy bywalcy herbaciarni, a także odwiedzani przez reportera naukowcy, historycy, dziennikarze, politycy i inni żywi świadkowie historii mówią w Zabójcy z miasta moreli tak zajmująco i wyczerpująco, że w wielu przypadkach reporter ograniczył swój udział w opisywanych wydarzeniach „tylko" do rejestracji oraz właściwego układu (montażu)
poszczególnych wypowiedzi. Nie oznacza to oczywiście, że Szabłowski nie był odpowiednio przygotowany do swoich wielokrotnych podróży po Turcji także od strony teoretycznej. Cytuje klasyków literatury, powołuje się na uznanych turkologów, nie są mu obce największe nawet tajemnice tureckiej geografii, polityki („Wąsata republika") i historii („Pani Atatürkowa", „Zabójca z miasta moreli"). Najbardziej jednak interesuje Szabłowskiego współczesne tureckie społeczeństwo: jego tradycje i próby odcięcia się od nich, wierzenia i odstępstwa od wszelkich dogmatów, seksualność z jej jasnymi i ciemnymi stronami.
Na wyróżnienie zasługuje co najmniej kilka reportaży z tomu, ale – jako że nie wyobrażam sobie, by można było przeczytać ten zbiór tylko we fragmentach – proszę te pochwały potraktować niezobowiązująco, jako wyraz szczególnego uznania ze strony niżej podpisanego. Przede wszystkim odsyłam do dwóch wstrząsających, niełatwych w lekturze, bo niewyobrażalnie bolesnych tekstów, a więc opowiadającego o tzw. honorowych zabójstwach „To z miłości, siostro" („Ta tradycja ma kilka tysięcy lat. Jest niepisana i bardzo płynna. Czasem nawet zdrada małżeńska jest do wybaczenia. Innym razem dziewczyna ginie, bo chce chodzić w dżinsach") oraz „Czarnej dziewczyny" złożonej z prawdziwych historii byłych prostytutek próbujących obecnie zacząć żyć od nowa („Najgorsze jest to, że prostytucja jest w Turcji legalna. Że kiedy uciekasz, policja cię odwozi do domu publicznego. Nawet nie słuchają, że ktoś cię bił i gwałcił. Wieczorem ci sami policjanci przychodzą jako twoi klienci. Za to, że cię znaleźli, dostają zniżkę od szefa").
Równie zajmujący jest reportaż o życiu seksualnym Turków („Imamowie i prezerwatywy") czy wielowątkowe opowieści o najwybitniejszym tureckim poecie, który miał na nazwisko Borzęcki („Nazım"), a także słynnym Ali Ağcy i jego rodzinie (tytułowy „Zabójca z miasta moreli").
Orhan Pamuk przywołuje w * Stambule* wspomnienia André Gide'a z odbytej w 1914 roku podróży do Turcji, z których wynika, że znany francuski pisarz nawet nie zadał sobie trudu, by choć spróbować zrozumieć różnice kulturowe, znaczenie miejscowych obrzędów i ceremonii lub istotę struktury społecznej, uzasadniającą owe tradycje. Przynajmniej więc jeśli mowa o relacjach z podróży do Turcji, młody polski reporter zdecydowanie góruje nad autorem słynnych Fałszerzy . Jak słusznie zauważył Mariusz Szczygieł : „Witold Szabłowski pisze o Turcji tak, jak ja bym chciał pisać, gdybym znał się na Turcji".