Miguel, Kiki i Pablo
Jednym z nich był niejaki Miguel Angel Felix Gallardo, człowiek, któremu znudził się fach agenta policji federalnej i ochroniarza gubernatora stanu Sinaloa. Kontakty, jakie nawiązał w swoich dotychczasowych miejscach pracy, pozwoliły mu na nawiązanie współpracy z Pablem Escobarem. Wykorzystał on idealny moment -kolumbijskiemu królowi kokainy akurat grunt zaczął się palić pod nogami wskutek nasilających się antynarkotykowych akcji uderzających w karaibskie szlaki. Otwarcie się na meksykański rynek pozwoliło Escobarowi na chwilę wytchnienia i przeczekanie gorącego okresu. Od tego czasu kanałami przerzutowymi przecinającymi granicę meksykańsko-amerykańską opanowanymi przez Gallardo, zaczęła płynąć kokaina. Meksykanin w bardzo krótkim czasie z przewoźnika stał się dystrybutorem. Niewiele czasu potrzeba było, by sięgnął jeszcze dalej, stając się szefem kartelu z Guadalajary, organizacji, która miała monopol na narkobiznes w Meksyku, sowicie opłacając policjantów, gubernatorów i polityków stojących na
szczytach władzy.
Początek końca Gallardo wiąże się z osobą Enrique "Kiki" Camareny, agenta DEA, który zinfiltrował kartel z Guadalajary.Dzięki jego informacjom, zostało zniszczone m.in. olbrzymie pole marihuany należące do ojca chrzestnego meksykańskich narcos. Camarena w pojedynkę pragnął rzucić wyzwanie panującym w Złotym Trójkącie - Sinaloa-Durango-Chihuahua; jak to z Don Kichotami bywa, rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te oczekiwania. Rok zajęło siepaczom Gallarda dojście, kto jest odpowiedzialny za próby rozbicia kartelu od środka. Zabijali Kikiego przez dziewięć godzin, wszystko skrupulatnie nagrywając. Kiedy policjanci spisywali protokoły owych nagrań, wymiotowali, płakali i co raz zatrzymywali magnetofon, by ochłonąć.
Na zdjęciu: Juan "M3" Manuel - były członek Rycerzy Templariuszy, brutalnego kartelu narkotykowego uzasadniającego swoje okrucieństwo religią; do kartelu wstąpił mając 14 lat