Trwa ładowanie...
recenzja
07-11-2012 20:03

Najsmaczniejszy kawałek „american pie”

Najsmaczniejszy kawałek „american pie”Źródło: Inne
d3m8b5p
d3m8b5p

Jeśli się nie ma możliwości osobistego poznania jakiegoś kraju czy regionu - w tym konkretnym przypadku Stanów Zjednoczonych - pozostają metody pośrednie: poprzez literaturę piękną (która, jeśli nawet jest obficie dostępna w polskich tłumaczeniach, nie zawsze daje dostateczne odzwierciedlenie bieżącego status quo, bo przecież ma prawo deformować rzeczywistość lub przedstawiać ją w sposób wybiórczy) i poprzez pisemne, ustne czy filmowe relacje osób, które dane miejsce odwiedziły i przebywały w nim przez jakiś (niezbyt krótki) czas bądź przebywają nadal. O obiektywizm jednak niełatwo; jeśli zasięgniemy opinii rodaka-emigranta, któremu się powiodło, będzie ona zapewne diametralnie inna niż tego, co mu szczęścia starczyło akurat na tyle, by zdołał wrócić do kraju goły i niewesoły, nie mówiąc już o tym, co wylądował pod mostem. Najbardziej neutralnego podejścia możemy się spodziewać po wyjeżdżających na czas mniej lub bardziej określony z zamiarem powrotu: reporterach zbierających materiał do książek,
naukowcach na stypendiach i kontraktach, korespondentach zagranicznych.

Do tej ostatniej kategorii należy Marek Wałkuski, którego komentarze dobrze znane są słuchaczom radiowej Trójki. Przez dziesięć lat pobytu bez wątpienia można się dowiedzieć o danym kraju bardzo wiele, i to nie tylko na tematy związane z pracą – bo przecież w międzyczasie trzeba gdzieś mieszkać, korzystać z miejscowej infrastruktury i najróżniejszych instytucji użyteczności publicznej, nawiązywać pozazawodowe znajomości. Wałkuski wykorzystał tę sposobność, by przedstawić czytelnikom swoje spostrzeżenia i przemyślenia odnośnie niektórych aspektów życia w USA. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że jest to zadanie niełatwe – wszak Stany Zjednoczone zajmują powierzchnię prawie dwukrotnie większą niż cała Europa (bez wliczania europejskiej części Rosji) i dzielą się na kilkadziesiąt jednostek terytorialnych, czasem różniących się od siebie pod względem demograficznym i kulturowym w takim samym stopniu, jak, powiedzmy, Portugalia od Finlandii. Łączy je wspólna konstytucja, wspólna władza i wspólny język
(niebędący, co ciekawe, językiem urzędowym), a co jeszcze? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć autor w rozdziałach „Dzieci wuja Sama”, „Typowy Amerykanin”, „Amerykańska wieża Babel” i „Wolność gwarantowana”. W innych mowa o kwestiach narodowościowych i rasowych, o religii, motoryzacji, muzyce country, prawie do posiadania broni, Polonii Amerykańskiej, wreszcie najważniejszych problemach polityczno-gospodarczych, z jakimi zmagają się USA ostatnimi laty. Czy to wszystko da nam wyczerpujący i w pełni obiektywny portret tego kraju? Oczywiście, że nie, bowiem Wałkuski skupia się tylko na tych tematach, na które ma do powiedzenia wystarczająco wiele, nawet i wówczas niekiedy zastrzegając, że choć dokonał takiego to a takiego spostrzeżenia, mogłoby ono przedstawiać się zupełnie inaczej, gdyby, na przykład, wybierając mieszkanie, zdecydował się na adres o kilkanaście przecznic dalej („w Waszyngtonie, gdzie co roku od kul ginie ponad 100 osób, w północno-zachodniej części miasta zamieszkanej przez białą klasę średnią
morderstwa można policzyć na palcach jednej ręki” [187] – toteż nic dziwnego, że zamieszkawszy tam właśnie, przez całe dziesięć lat nie był świadkiem strzelaniny ani nawet nie słyszał, by takowa miała miejsce w sąsiedztwie). Podobnie pełny danych statystycznych rozdział „Typowy Amerykanin” – z którego możemy się dowiedzieć, ile waży przeciętny mieszkaniec/ mieszkanka USA, ile i jakiego alkoholu wypija w ciągu roku, gdzie najczęściej jeździ na wakacje, w której miejscowości jest najwyższa średnia cena domu, a w którym stanie najszybszy internet etc. – kończy rozsądną uwagą: „Jedyny problem polega na tym, że przeciętny Joe jest bardzo trudny do odnalezienia. Ktoś, kto jest typowy w jednej kategorii, okazuje się zupełnie nietypowy w innej” [61]. Prócz maksymalnych starań o zachowanie obiektywizmu tekst ma i inne zalety: czy autor opisuje własne doświadczenia, czy podsumowuje dane zebrane na podstawie literatury, zawsze czyni to ładną, kształtną polszczyzną i – z wyjątkiem rozdziału ostatniego, poświęconego
zagadnieniom polityczno-ekonomicznym – stara się tu i ówdzie przemycić dyskretną nutkę humoru (ale bez dowcipkowania na siłę i bez popisywania się znajomością wyrazów powszechnie uznawanych za nieparlamentarne, które to dwa mankamenty zepsuły podobne dzieło jego kolegi po fachu – Mariusza M. Kolonki ).

Cóż więc wychodzi z tego „wałkowania Ameryki”?Skoro jest wałkowanie, to musi być i metaforyczne ciasto – jeśli się dodatkowo posłużymy aluzjami muzycznymi, to bardziej chyba przypominające „American Pie” Dona McLeana, aniżeli „pizza pie” z piosenki System of a Down – pełne konkretów, przy tym zaprawione raczej szczyptą sympatii i wyrozumiałości, niż krytyki i ironii. Nic nie pozostaje, tylko skosztować!

d3m8b5p
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3m8b5p