Do szkoły chodził, bo musiał
„Kiedy więc za karę ojciec go sprał, a matka zamykała w domu, Kazik brał piłeczki pingpongowe, by razem ze starszą siostrą celować nimi do wazonu na stole.Byleby rywalizować i koniecznie wygrywać. Jego pierwszą bramką stało się zwykłe krzesło w mieszkaniu przy ulicy Lubichowskiej 86. Trafiał w nie czym się dało” – czytamy w książce Deyna, Legia i tamte czasy.
Po szkole podstawowej Kazik uczęszczał do Zasadniczej Szkoły Zawodowej przy Starogardzkich Zakładach Obuwniczych, ale Szczepłek uważa, że od najmłodszych lat Deynę interesował tylko sport, a do szkoły chodził, bo nie miał innego wyjścia. „Ojciec, widząc, że synowi w głowie tylko bramki, piłki i skocznie, traktował go dość surowo, czego ślady widać było nieraz przez kilka dni na całym ciele. Matka trzymała raczej z ojcem wspólny front, obawiając się, że z syna nic dobrego nie wyrośnie”.