Ann Quinn, "Berg", przeł. Jerzy Jarniewicz, wyd. Ossolineum
Na przekład tej znakomitej powieści musieliśmy czekać 59 lat. Ale warto było, bo dzieło brytyjskiej pisarki to rzecz pokroju "Żaluzji" Alaina Robbe-Grilleta, "Molloya" Samuela Becketta czy "Niezłego pasztetu na via Merulana" Carlo Emilio Gaddy. Czyli mamy swoiste pomieszanie czarnej komedii z dramatem psychologicznym i czymś na wzór kryminału. "Berg" jest napisany aluzyjnym językiem, co tylko wzmacnia wrażenie, że nieustannie lawirujemy pomiędzy rzeczywistością zewnętrzną a wewnętrzną.
Taka konstrukcja działa mocno na korzyść, bo Quin uniknęła dosłowności w przedstawieniu bohatera, który chce zabić swojego ojca. Można nawet powiedzieć, że zastawiła na czytelnika sprytną pułapkę, bo gdy już myślimy, że do czegoś doszło, to następne strony pokazują, że wcale tak być nie musi. Stąd czyta się "Berg" w wyjątkowym napięciu. A w jednej z sekwencji, gdy bohater wybiera się na osobliwą marszrutę, mamy wręcz wzorcowy przykład tego, jak można wykorzystać komizm i groteskę w literaturze. "Berg" to jak na razie mój numer jeden w kategorii książek wydanych w 2023 r. w Polsce.