G jak Gangi Nowego Jorku
Film powstał na podstawie niewydanej u nas książki Herberta Asbury'ego i miał być spełnieniem marzenia Martina Scorsese o otrzymaniu upragnionego Oscara. I był to przykład syndromu, który dopadł polskich piłkarzy ręcznych w finale mistrzostw świata - jak się czegoś chce za mocno, to nic nie wychodzi. Mimo bardzo dobrego tematu, w sumie fajnego scenariusza i Daniela Day Lewisa film jest koncertowym gniotem, męczącym dłużyznami i fatalną reżyserią.